Konkretnie do Velo Dunajec. Po dwóch latach oczekiwań przeprawa przez most w Ostrowie znów jest czynna. Tarnowianie odzyskali dostęp do malowniczej trasy wzdłuż Dunajca.
Nasz redakcyjny rower postanowił sprawdzić ile można zobaczyć „po obiedzie”.
Ruszamy z Piaskówki (ruszamy, bo asystuje mi wytrwała żona Aneta). Jest spokojne, niedzielne popołudnie, temperatura ok. 35 °C. Przemierzając ścieżkę rowerową w stronę Mościc zastanawiamy się, czy zastaniemy tłumy, bo w końcu dzień wolny. Gdy już docieramy do Ostrowa, przecieramy oczy ze zdumienia… Ludzie są, ale raczej niewiele.
Pierwszy przystanek na łyk wody, co jak co, ale temperatura robiła swoje. Przydałoby się też trochę cienia. Nie ma sprawy, Komorów zaprasza. Po dwóch kilometrach odbijamy w szutrową dróżkę i znajdujemy kawałek „podtarnowskich Mazur” tylko dla siebie.
Teraz możemy zacząć pełny relaks. Fabryka z Mościc już prawie nie szumi, jeszcze tylko minąć autostradę i upragniona sielanka. A i właśnie, wiele osób zawracało w okolicach mostu, co tym bardziej spodoba się samotnym wilkom.
Velo to nie tylko wyasfaltowany wał, czasem trzeba zjechać na drogę publiczną. Tak dzieje się w okolicy miejscowości Glów. Gdzie postanawiamy znów zaczerpnąć wody i złapać oddech. Warto, a jak, spontanicznie wybierając dróżkę, trafiamy nad piękne urwisko (zalecam wysoką ostrożność).
Jeszcze kawałek rzadko uczęszczanej drogi w Biskupicach Radłowskich i natrafiamy na miejsce pamięci. Znajduje się tam taras, z którego widać śliczną panoramę, na krzaki, mnie cieszą…
I znów powrót na wał. Daje to niepowtarzalny klimat i poczucie bezpieczeństwa. Jako fan wszelakich jednośladów obserwuję niestety wiele nieodpowiedzialnych wyczynów czterokołowców. Świadomość, że napotkamy co najwyżej tatę z bliźniakami na podwójnym wózku, czy rolkarza, daje komfort podróży. Kilometraż już daje się we znaki. Warto, bo ten odcinek jest na prawdę dziki…
Słońce coraz niżej, a w nogach już ponad 30 km. Dojeżdżamy do Pasieki Otfinowskiej. Na dziś wystarczy – wracamy. W drugim kierunku nieco inaczej. O patrz, widać stadion w Niecieczy, a to Niedomice, i nawet Tarnów.
Ostatni przystanek, to już sprawdzona miejscówka, w Bobrownikach Małych. Warto pójść w głąb plaży i wsłuchać się w dzikość tego miejsca.
Za nami już ok 50 km, ale na ostatnią prostą, natura serwuje nam piękny zachód słońca.
„O, chyba wjechaliśmy Panu w kadr”, przecież na to właśnie czekałem….