Tarnów wiadomości. Udział w teleturniejach, to jego hobby. 23-letni Maciej Kapek z Mikołajowic ma na swoim koncie występ w programie „Va Banque”, „Giganci Historii” i „Jeden z dziesięciu”. Ostatnio wziął także udział w „Milionerach”, wygrał 40 tysięcy złotych, a jego gra trwała aż trzy odcinki. O pasji, wygrywaniu pieniędzy i fali hejtu po emisji odcinków z Maciejem Kapkiem rozmawiała Natalia Tryba.
Maćku, zacznijmy od tego, że opowiesz nam skąd pomysł na to, by udział w teleturniejach stał się Twoim hobby. Chodzi o zarabianie pieniędzy, czy jest w tym coś więcej?
Niezwykle podoba mi się teleturniejowy format. Już jakieś dziesięć lat temu układałem quizy i zabawy w teleturnieje ze znajomymi lub chętnymi znalezionymi w internecie. Lubię też oglądać programy tego typu, więc gdy tylko pojawiła się okazja wzięcia w jakimś udziału, nie wahałem się ani chwili. Do tej pory wystąpiłem już w Va Banque, Gigantach Historii i Jednym z dziesięciu. Milionerzy są moim najnowszym doświadczeniem. Oczywiście, nagrody w programach są bardzo kuszące, ale chodzi też o dobrą zabawę. Gdy zakończyły się nagrania pierwszego teleturnieju, w którym brałem udział, najbardziej było mi żal, że to już koniec gry. Już wtedy wiedziałem, że teleturnieje staną się moim nowym hobby.
Na to nowe hobby spadła ogromna fala krytyki. Mowa oczywiście o udziale w „Milionerach”. Twoja gra wzbudziła mnóstwo kontrowersji, pod postami na facebookowym profilu Milionerów roi się od komentarzy na temat Twojej gry. Jak to odbierasz?
Byłem przygotowany na coś takiego, ponieważ już wcześniej zauważyłem, że wielu graczy musi mierzyć się z obraźliwymi i niekiedy wulgarnymi komentarzami na swój temat. Rzeczywiście, w moim przypadku można chyba mówić o rekordzie hejtu.
Skąd się wziął? Odpowiedź jest prosta: niektórzy widzowie oczekują szybkiego odpowiadania na pytania i unikania zbędnego przedłużania. To sprawdza się w niektórych programach, ale w „Milionerach” czas jest nieograniczony. Każdy program jest inny i zupełnie inaczej wygląda gra w tym, który stawia na szybkie odpowiedzi, a takim, który pozwala graczom na luźniejsze wypowiedzi. Zawsze starałem się wpisać w specyfikę konkretnego teleturnieju. Dlaczego miałbym nie wykorzystać czasu, który miałem w tym programie, kiedy czułem, że przydałaby mi się chwila na zastanowienie? Gdy zobaczyłem sytuację dziewczyny, która odpadła na pierwszym pytaniu, postanowiłem przyjąć ostrożną taktykę gry. Lepiej dłużej pomyśleć, niż z rozpędu popełnić błąd, gdyby pytanie było — na przykład — podchwytliwe.
Rozładowywałem stres humorem
Format programu sprzyja luźnym rozmowom, a publiczność śmiała się z często autoironicznych i sytuacyjnych żartów. Oczywiście, jeśli ktoś liczy na odpowiedź podaną natychmiast, może być zawiedziony. Niemniej jednak nie uważam, by było to uzasadnieniem dla publicznego wyzywania gracza. Niektórzy zwracali też uwagę, że moja długa gra uniemożliwiła zagranie osobom, które czekały na swoją kolej w rundzie „kto pierwszy, ten lepszy”. To prawda, ale zdarza się to w wielu odcinkach. Sam jadąc do studia, liczyłem się z taką możliwością. Zarówno fani jak i uczestnicy programu wiedzą przecież, jakie są zasady. Sugerowanie, że powinienem przerwać swoją grę, zamiast starać się osiągnąć dobry – według mnie wynik – nie ma zbyt wiele sensu.
Nie grałem na złość innym uczestnikom, po prostu starałem się poprawnie odpowiadać na pytania
Jeśli znałem odpowiedź, odpowiadałem szybko, czasami wyjaśniając nieco szerzej mój wybór. Oczywiście, szybka gra poprzednika to z perspektywy oczekujących świetna wiadomość, ale z perspektywy gracza dużo ważniejsza jest ta gra, która właśnie się toczy. Program jest krótki, odcinek trwa nieco ponad dwadzieścia minut, to bardzo mało czasu. Starałem się odpowiadać poprawnie i z humorem, co wywołało falę krytyki, mniej lub bardziej merytorycznej.
Do Twojego sposobu grania odniósł się Twój przyjaciel. Jego post na Facebooku jest próbą wyjaśnienia hejterom tego, co chciałeś zaprezentować. Na jego profilu czytamy:
Niemniej, szczerze mówiąc, ich reakcje, sfrustrowanie czy inwektywy mówią zdecydowanie więcej o nich samych aniżeli o Maćku. A Maciek zrobił coś wyjątkowego, coś niezwykle rzadkiego w czasach dzisiejszych teleturniejów. Napisał swoją własną oddzielną historię, zapisał się w oczach widzów nie jako anonimowy gracz, ale osoba z krwi i kości. Prawdziwy bohater odcinka.
Chyba dobrze mieć wsparcie przyjaciół, jeśli gra się o milion?
Widzowie oczywiście komentują występ, który starałem się uczynić atrakcyjnym. Gdzieś w tle są moje prawidłowe odpowiedzi, które umożliwiły mi zajście dość daleko. Na krytykę byłem więc przygotowany, mimo że nie miałem złych intencji (co niektórzy chcieli mi zarzucić).
Spotkałem się jednocześnie z licznymi pozytywnymi komentarzami. Niektórzy chwalili styl gry, który zdecydowanie nie był suchym podawaniem odpowiedzi, lecz pisaniem historii. Jedna z najciekawszych wiadomości, jakie otrzymałem po emisji, pochodziła od „starego wyjadacza”, który w teleturniejach bierze udział od dwudziestu lat.
Na co zwrócił uwagę?
Bardzo pochwalił, że zrozumiałem konwencję programu i byłem rozmowny. Stwierdził, że tak to powinno wyglądać. Duża cenniejsza jest dla mnie opinia człowieka z takim doświadczeniem i wiedzą o teleturniejach, niż zdanie przypadkowej obcej osoby z Internetu. Jak widać, wszystko zależy od gustu i oczekiwań widza. Niektórym się podobało, innym nie, a — jak to zwykle bywa — najgłośniejsi są zawsze ci niezadowoleni. Widziałem, że jedna osoba napisała wiele, chyba kilkanaście niezbyt miłych komentarzy na mój temat! Z drugiej strony w dniu emisji ostatniego z moich odcinków pojawiło się też sporo komentarzy broniących mnie. Niektóre były pisane przez moich znajomych, inne pochodziły od ludzi całkiem mi obcych. Tak jak mówiłem, wielu osobom jednak występ się podobał, otrzymałem pozytywne komentarze od znajomych oraz obcych. Nie zamierzam pozwolić, by grupa hejterów odebrała mi radość z gry. Odnoszę wrażenie, że niektórzy krytykanci przeżywali moje odcinki przynajmniej tak emocjonalnie jak ja sam — albo i bardziej. Oczywiście były to inne emocje, które też zupełnie inaczej wyrażali. Rzadko jednak się zdarza, by odcinek odbił się aż takim echem. Hejt staje się niestety nieodłączną częścią współczesnego świata. To okropne zjawisko, ale zyskuje coraz większe społeczne przyzwolenie. Najłatwiej oczywiście obrazić osobę, której się nie zna. Uczestnik programu nie jawi się hejtującym jako prawdziwy człowiek, a raczej odległa postać z telewizji, która przecież nie ma uczuć. Emocje podczas gry są jednak ogromne. Oberwało mi się, bo długo myślałem podczas podejmowania ważnych przecież decyzji. Oberwało mi się, bo starałem się, żeby moje przemyślenia nie były nudne — stąd moje żarty, które doceniała publiczność w studiu. Przed telewizorami niektórym się podobało, innym nie. Nic na to nie poradzę. Nie da się dogodzić każdemu.
Frajdy Ci nie odebrano, potrafiłeś z odcinków czerpać całymi garściami. Jak zapamiętasz występ w Milionerach?
Gra jest niezwykle emocjonująca. Najbardziej zapadło mi w pamięć towarzyszące ciągle przekonanie, że wystarczy jeden błąd, a gra się zakończy. Gdy oglądamy program w domu, zawsze usłyszymy kolejne pytanie — w tym lub następnym odcinku. Gdy jest się graczem, trzeba brać pod uwagę, że jedno potknięcie zakończy grę. W moim odcinku odpadła dziewczyna mająca trzy koła ratunkowe. Potem grę zakończył mężczyzna, który dalej miał jedno koło. Widząc to, wolałem być ostrożny. Analizować pytania, nie bać się używać kół. To też niektórym się nie podobało, ale przecież lepiej wykorzystać koła i przejść dalej niż zachować je i odpaść. Emocje są więc bardzo duże, ale nieograniczony czas i możliwość rozmowy pomagają się uspokoić. Ekstremalne przeżycia miałem po nagraniach, gdy docierało do mnie, co się wydarzyło. Ta radość była niesamowita.
Planujesz jeszcze występy w teleturniejach, w których nie brałeś udziału?
Oczywiście! To wspaniała zabawa dla mnie i moich bliskich, którzy z uwagą śledzą mojego teleturniejowe przygody. Nie wspominając już o szansie na wygraną, która również jest zachętą. Udział w „Milionerach” wspominam bardzo ciepło. Póki co jednak wracam do normalnego życia — mam dwa kierunki studiów, prowadzę grupę teatralną i klub filmowy. Sporo się dzieje i jest czym się zajmować.
Fot. Fb.com/MilionerzyTVN