Magda, Jarek i dzieci: Nina i Igor kolekcjonują bidony, czapki, torby „bufetówki” i wszystko co wiąże się z historią współczesnego kolarstwa szosowego.
Jak to wygląda w liczbach?
Na chwilę obecną mamy 1640 bidonów, około 330 czapeczek i przeszło 400 „bufetówek”.
Mieścicie to wszystko w mieszkaniu?
Od jakiegoś czasu musieliśmy część kolekcji zmagazynować na strychu. W mieszkaniu mamy obecnie 900 bidonów, które głównie zdobią naszą sypialnię.
Jak to się zaczęło?
Sami jeździmy na rowerach. Nasze dzieci też, od najmłodszych lat. Syn jest w szkółce kolarskiej. W 2007 roku Małopolski Wyścig Górski miał swój etap w Tarnowie. Poszliśmy z ciekawości i wracając już, spytałem żony, czy nie zdobyłaby dla mnie bidonu reprezentacji Niemiec. Jest germanistką więc język zna dobrze. Udało się. Jeszcze wtedy nie myśleliśmy, że to tak nas zafascynuje. Dużą rolę w naszej kolekcji odegrała reaktywacja Karpackiego Wyścigu Kurierów. Jeździliśmy na Tour De Pologne, obierając różne etapy. Z czasem zaczęliśmy odwiedzać wyścigi w innych krajach. Oczywiście głównym celem było obejrzenie zawodów, to nasza pasja. Przełom nastąpił ok 6 lat temu, kiedy poznałem innego kolekcjonera, z zagranicy. Zaczęliśmy się wymieniać. My mięliśmy sporo ekip ze ściany wschodniej, które jeszcze nie jeździły na zachodzie, co dało nam dobrą kartę przetargową. Poznaliśmy też Daniela z Francji, obecnie się przyjaźnimy. Mocno przyczynił się do rozwoju kolekcji. Wysłał nam bezinteresownie mnóstwo bidonów, toreb i czapeczek.
Czyli istnieją inni.
Na zachodzie jest ich całkiem sporo. We Francji, Hiszpanii, Włoszech, Belgii. W Polsce znamy kilka osób, które rownież kolekcjonują.
Czy są jakieś dodatkowe korzyści?
Takie kolekcjonowanie pozwoliło nam się zbliżyć do świata kolarstwa. Poznaliśmy wiele osób związanych z tym sportem. Nie tylko Polaków. Z wieloma się przyjaźnimy.
Czapki i torby.
Je już trudniej zdobyć. Przeważnie jeździliśmy na start i metę. Z czasem zaczęliśmy odwiedzać strefy bufetowe. Kolarze kiedy dostają prowiant, zazwyczaj torby wyrzucają. Jak już wpadła jedna, druga. To naturalnie wyszło, że będziemy kolekcjonować także je.
Można tak po prostu podejść sobie do zawodnika i poprosić o bidon?
Przed pandemią covid 19 nie było zazwyczaj żadnych problemów z dostępem do zawodników. Ale to też zależy od organizatorów. Czasem parkingi są pozamykane i wstęp mają tylko osoby akredytowane. Kolarze są raczej otwarci na ludzi. Teraz już jesteśmy rozpoznawalni, jako kolekcjonerzy. Nigdy wcześniej nie chwaliliśmy się tym szerzej, ale w środowisku już nas dobrze znają. Często spotykamy się z pomocą, w przypadku jakichś wyjazdów zagranicznych, pamiętają o nas i przywożą nowe eksponaty. Ale większość zdobywamy osobiście. Na drugim miejscu są wymiany pomiędzy zbieraczami. Kilka sztuk kupiliśmy. Mowa tu o historycznych, mamy na myśli bidony z lat 60. XX wieku. Są rzadko dostępne.
A jak wygląda wymiana pomiędzy kolekcjonerami?
Są grupy na Facebook. Ktoś coś ma ciekawego, prezentuje zdjęcie, ja oferuję coś w zamian i zazwyczaj dochodzi do wymiany fifty-fifty. Nie zdażyło nam się, żeby doszło do oszustwa. To pasjonaci.
Wartość materialna.
Za te z historią można zapłacić od 150 zł do przeszło 1000 zł. Te podstawowe to i za 20. Ale to nieistotne. Dla nas pasjonatów kolarstwa, ważniejsze jest żeby mieć bidony różnych reprezentacji, teamów, z różnych lat. Tym bardziej, że kolarstwo szosowe nie jest zbytnio popularne w Polsce.
Kolekcja obejmuje cały świat?
Jasne! Mamy z Nowej Zelandii, Kanady, Japonii. Z ubiegłorocznych Mistrzostw Świata w Australii. Obecnie oczekujemy na bidon z wyścigu w Argentynie. Mamy także z olimpiady w Tokyo.
Niektóre są z autografami…
Zdarza się, że bidon zawodnika mamy już wcześniej i na innych zawodach prosimy o autograf. Nie ma problemu.
Jak zadbać o taką kolekcję?
Samo „odkurzanie” kolekcji to ok 3 dni. Torby i czapeczki mamy w plastikowych pudłach, to łatwiej magazynować. Ale też, żeby komuś pokazać, trzeba je wyciągać. Bidony zdobią półki.
Czy waszym zdaniem rekreacyjne kolarstwo szosowe jest w Polsce bezpieczne?
Teraz jest lepiej, niż kilka, kilkanaście lat temu. Zmienia się świadomość. Co raz więcej ludzi uprawia szosowe kolarstwo. Zagrożenia są, jak to w ruchu drogowym. Jednak zdecydowanie zachęcamy, więcej tu zdrowotnych korzyści niż zagrożeń. Mamy co raz więcej ścieżek rowerowych i te nowo powstałe są świetne. Robienie ścieżki ze starego chodnika, nie jest najlepszym pomysłem. Ani to bezpieczne, ani wygodne.
Dziękuję za rozmowę.