Wiele wskazuje na to, że dziś, we wtorek 18 czerwca – w godzinach wieczornych, najdalej jutro przed południem, zakończy się telenowela, zatytułowana: „Wyłanianie zarządu województwa małopolskiego na lata 2024-2029”. Zwrotów w akcji w produkcji zafundowanej przez miejscową Zjednoczoną Prawicę było kilka. Trąciło to sensacją, czasem melodramatem. Momentami ocierało się o komedię. Generalnie jednak powinniśmy ujrzeć wreszcie napisy końcowe owego politycznego dzieła, co nie znaczy, że jak za dotykiem czarodziejskie różdżki znikną podziały wewnątrz małopolskich struktur partii Jarosława Kaczyńskiego, które wystrzeliły po kwietniowych wyborach samorządowych.
Małopolska u stóp!
Nazajutrz po 7 kwietnia w małopolskich sztabach Zjednoczonej Prawicy radośnie odbijano korki od szampanów. Okazją było oczywiście zwycięstwo w wyborach do sejmiku. A fetować było co. Bo jeszcze kilka dni wcześniej wiktoria nie była taka oczywista. To i ówdzie szeptano, że PiS i KO idą łeb w łeb, że wszystko jest na styk. Okazało się inaczej. ZP zgarnęła 21 mandatów na 39 możliwych. Dwanaście szabel przypadło Koalicji Obywatelskiej, sześcioro radnych płaci składki partyjne w Polskim Stronnictwie Ludowym oraz Polsce 2050 Szymona Hołowni. Te dwa ostatnie ugrupowania nie zdecydowały się jednak na stworzenie klubu Trzeciej Drogi przy Racławickiej, co dowodzi, że temperatura wzajemnych relacji jest między nimi co najwyżej letnia.
W każdym razie tort władzy w województwie samodzielnie mogła dzielić Zjednoczona Prawica. Szło to nad wyraz mozolnie. A opowieści o „Wielkiej Prawicowej Rodzinie” są dziś narracją rodem z bajki o mchu i paproci. Dość szybko bowiem odkopano stare topory wojenne między kolegami z listy. A kampanijny pakt o wzajemnej nieagresji poszedł w niepamięć.
Na swoich pozycjach zaczęły się okopywać dwie wiodące małopolskie frakcje: Szydłowców i Profesorów. Zaczęły się podchody na Nowogrodzką i suflowanie Jarosławowi Kaczyńskiemu oraz jego najwierniejszym przybocznym, kto bardziej kocha Polskę, partię i region. Albo inaczej, kto sypie piasek w szprychy rozwoju, więc jest psujem i szkodnikiem w pakiecie. Jarosław Kaczyński z właściwą sobie gracją konotował komunikaty. I cieszył się, bo nie od dziś wiadomo, że ulubionym jego stylem jego pracy jest zarządzanie partią przez kryzys. I tak w końcu doszło do zwarcia. Lider partii początkowo bagatelizował narastający kryzys w Małopolsce.
– No bunt jak bunt, to jest kwestia tam pewnych różnic zdań – twierdził Jarosław Kaczyński na wieść o niezadowoleniu partyjnych dołów na kandydaturę Łukasza Kmity do fotelu marszałka województwa.
Marszałek z teczki?
W eter poszedł przekaz, że Kmita to faworyt osobiście popierany przez prezesa. I w kwestii marszałka nie ma mowy o kimkolwiek innym.
– To była ściema. On jest człowiekiem Mateusza Morawieckiego, który szykuje nowy projekt polityczny. I z takimi ludźmi, jak Kmita chce go budować. Sam nominat jest zżyty z frakcją profesorską. A zaczynał u boku byłego wiceministra sportu Jacka Osucha z Olkusza. Trochę w ten sposób zagrał na nosie premier Beacie Szydło, która mieszka po sąsiedzku, w Brzeszczach pod Oświęcimiem. Beata grała z kolei na Iwonę Gibas, swoją zaufaną, którą umieściła w zarządzie województwa poprzedniej kadencji. Dodatkowo organiczną nienawiść wobec Kmity żywi były marszałek Witold Kozłowski, który dalej chciał ciągnąć samorządowy wózek. I tu frakcje się spięły – słyszymy od naszego informatora.
Dopytywany przez dziennikarzy „Gazety Wyborczej”, dlaczego Kmita może nie podobać się lokalnym działaczom, Jarosław Kaczyński odpowiadał z niekłamaną szczerością.
– Czasem nowi ludzie, tacy, którzy cokolwiek, no powiedzmy sobie, z wyższej półki w sensie intelektualnym, niektórym się nie podobają.
To zdanie ubodło do żywego część aktywu, który poczuł się – nie przymierzając – niczym „gorszy sort”. I raczej nie byli to ludzie skupieni wokół „frakcji profesorskiej”, którą dyrygują prof. Ryszard Terlecki i prof. Włodzimierz Bernacki. A ich „pierwszym żołnierzem na Tarnowie” jest absolwent kierunku matematyczno-fizyczno-chemicznego krakowskiej Wyższej Szkoły Pedagogicznej (dziś Uniwersytetu Pedagogicznego), mgr Ryszard Pagacz.
Kolejna kość niezgody
– Rysiek uwierzył po wyborach samorządowych w swoją wielkość. A jeszcze niewiele wcześniej prawie się załamał, gdy dostał łupnia w wyborach parlamentarnych. Dobrze, miał do sejmiku te prawie 30 tysięcy głosów. Ale gdzie mu tam do wyniku Anki Pieczarki sprzed pięciu lat. Każdy z jedynki dostałby podobny wynik – słyszymy od jednego z radnych PiS.
Nie jest tajemnicą, że „Szydłowcy” napinali cięciwy łuków, by odstrzelić kandydaturę byłego wicewojewody i wicemarszałka z gry. Bo przy okazji rykoszetem dostaliby polityczni patroni Pagacza i osobiście Łukasz Kmita, który czuł mocną więź emocjonalną i polityczną z byłym działaczem PSL, który w 2001 roku, jako ludowiec zdobył 41 225 głosów w wyborach do Senatu. Wszystko wskazuje na to, że daremnie.
Co z Ziobrystami?
„Bracia mniejsi”, jak określa się w Zjednoczonej Prawicy działaczy Suwerennej Polski nie do końca mogą spać spokojnie w kwestii tego, czy będą mogli wyżywić się przy stole nowej władzy, którą wszak współtworzą. Przynajmniej w teorii. SP wprowadziło do sejmiku dwoje radnych: Martę Malec-Lech z Tarnowa, która w minionej kadencji byłą członkiem zarządu województwa i Marka Wierzbę, dyrektora szpitala w Nowym Targu. Teoretycznie zatem stronnicy powinni być języczkiem u wagi rozgrywki samorządowej. W grze do najwyższych stanowisk w województwie miał być też były parlamentarzysta oraz radny sejmikowy Piotr Sak. Ale po kolei. Oddajemy głos naszemu rozmówcy z Prawa i Sprawiedliwości.
– Tak, „ziobryści” to są dwa głosy, które, patrząc na arytmetykę, nie są bez znaczenia. Ale po kolei. Mogę się założyć, że w ciągu kilku miesięcy Suwerennej Polski już nie będzie. I działacze rozpierzchną się między PiS a Konfederację, więc nie będzie z kim rozmawiać. I w efekcie mogą nawet nie być potrzebni na listach. A co do obecnej sytuacji, sytuacja jest klarowna. My podpisywaliśmy umowę koalicyjną z Solidarną Polską a nie z Suwerenną Polską. Zatem słowa danego Solidarnej Polsce dotrzymamy. A Suwerenna Polska? No, cóż… – pyta.
Bez względu na przyszłe układanki, ludzie Zbigniewa Ziobry zdają się mieć jasno sprecyzowany pogląd na sytuację w sejmiku małopolskim.
– Jeżeli idzie przekaz, że marszałkiem województwa ma być Łukasz Kmita, to ma nim być i koniec dyskusji. Rozmaite rozgrywki mają zejść na bardzo daleki plan. Bo chyba wszystkim zależy na sprawnym zarządzaniu województwem. A jako poseł też chciałbym wiedzieć, z kim mam rozmawiać, żeby pomóc w załatwianiu pieniędzy dla naszego regionu. Uważam, że wobec osób, które wyłamują się z ustaleń powinny być wyciągnięte konsekwencje, bo to trąci zdradą. Tak, zdradą – twierdzi poseł Norbert Kaczmarczyk.
Przesilenie i… happy end?
Do prawdziwego zwarcia między frakcjami doszło już podczas majowej sesji sejmiku. Kmita „już był w ogódku, już witał się z gąską”. Ale przyszedł zimny prysznic. Z kretesem przegrał wybory. Zamiast oczekiwanych dwudziestu głosów otrzymał ledwie trzynaście. Jarosłąw Kaczyński całą sytuację miał odebrać jako osobisty afront. Stąd decyzja o posłaniu do Krakowa emisariusza w osobie Piotra Milowańskiego, szarej eminencji PiS, sekretarza generalnego partii, który był odpowiedzialny za ostatnie wybory samorządowe. Wyprawa nie do końca okazała się fiaskiem, choć poniedziałek był gorącym dniem dla radnych PiS. Sesja sejmiku była przerywana, aż w końcu przewodniczący sejmiku Jan Tadeusz Duda ogłosił kolejną przerwę w obradach. Tym razem do środy 19 czerwca, do godziny 18. Ojciec prezydenta RP nie krył zażenowania całą sytuacją.
– Takie są okoliczności, cóż mogę powiedzieć. Wolałbym współpracować w nieskonfliktowanym środowisku. Ale konflikt jest naturą rzeczy, w całej przyrodzie istnieje konflikt. Tak to już jest – komentował przewodniczący sejmiku małopolski Jan Tadeusz Duda – W walce sprzeczności wyłania się nowość. Tak mówił Hegel – dodawał enigmatycznie w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”.
Jest jednak światło w tunelu. Coraz jaśniejsze.
Happy Birthday, Mister Jarosław!
Dziś, we wtorek 18 czerwca, Jarosław Kaczyński obchodzi urodziny. Kończy 75 lat. Swój jubileusz ma świętować pod Wawelem. Ciekawe, jaki prezent szykują Naczelnikowi małopolscy radni Zjednoczonej Prawicy…
Pierwsza propozycja padła wczoraj z ust Barbary Nowak. Wypowiedziana został podczas posiedzenia klubu radnych sejmikowych PiS.
– Myślę, że bardzo dobrym podarkiem urodzinowym dla prezesa byłby wybór Łukasza Kmity na marszałka – stwierdziła była małopolska kurator oświaty.
Ale działacze przygotowali na wszelki wypadek Plan B. Gdyby coś poszło nie tak, Jarosław Kaczyński – jako miłośnik rodeo – ma dostać w prezencie kapelusz. Taki prawdziwy kowbojski.
Oni będą rządzić Małopolską?
Mamy nieoficjalny skład przyszłego zarządu województwa małopolskiego. Dokument, który oglądamy, na razie został parafowany przez Piotra Milowańskiego i Łukasza Kmitę. Do wypełnienia zostają okienka, w których znajdą się podpisy radnych.
Lista przedstawia się następująco:
Łukasz Kmita – marszałek województwa
Witold Kozłowski – I zastępca marszałka
Łukasz Smółka – II zastępca marszałka
Ryszard Pagacz – członek zarządu
Iwona Gibas lub Grzegorz Biedroń – członek zarządu