Wycieczkę rozpoczynamy od zakupu wody. W końcu doczekaliśmy się upalnego dnia, więc przyda się zapas.
Szkotnikiem dojeżdżamy do Krakowskiej i odbijamy w Przemysłową. Prawdziwa frajda rozpoczyna się właśnie przy moście nad Wątokiem, gdzie wpadamy w uliczkę Rudy-Młyny.
Jeszcze tylko chwilowy szum samochodów pędzących po obwodnicy Tarnowa i ukazuje nam się sympatyczna oraz łatwa trasa wzdłuż Tarnowca. Tak będzie już niemalże do samej Pleśnej. Od czasu do czasu przejedzie jakiś pociąg, jednak głównie słychać ptactwo, świerszcze i inne odgłosy łąki.
Szlak rowerowy kilkukrotnie przecina się z torami. Trasa bardzo łatwa, z kilkoma podjazdami i dwoma odcinkami dróg nieasfaltowych, które są na tyle łatwe, że nasze miejskie rowery radzą sobie z nią swobodnie. Także drugiego dnia, gdy wracamy po ulewnym deszczu.
Na krótkim odcinku w Świebodzinie lekko przeszkadzają samochody – na szczęście to tylko kilometr. Potem znów można rozkoszować się ciszą i zielenią. Pojawiają się także pagórki na horyzoncie.
Jeszcze jeden most nad Białą i przez Łowczówek wjeżdżamy do Pleśnej. Odcinek ok 14 kilometrów nie stanowi wyzwania i może być świetnym pomysłem na relaks po pracy. W obie strony przejedziemy w czasie ok 3h, rekreacyjnym tempem z przerwami.
My zostaliśmy na noc… Ulewny poranek zapowiadał nowe wrażenia z trasy. Okazało się, że drogi polne były w niezłym stanie, i nasze szosowe opony dowiozły nas do samego Tarnowa. Szybka kąpiel rowerów i można na nowo zacząć dzień.
Tekst Artur Gawle, fot. Artur i Aneta Gawle