Artur Smoła z wykształcenia jest prawnikiem. Pracował przez trzy lata w sądzie, ale tę historię swojego życia zamknął na dobre. Zajmuje się malarstwem olejnym. Przez ostatnie dwa lata sprzedał przeszło sto obrazów. Obecnie przygotowuje materiał na wystawę w Centrum Sztuki Mościce.
Co było pierwsze malarstwo czy prawo?
Ja maluję już od dziecka. Tak bardziej świadomie to ok 20-25 lat. Malowałem już na aplikacji. Zawsze jak się źle czuję, to maluję najlepsze obrazy, a tamta praca nie odpowiadała mi.
Bez dyplomu.
Jestem absolutnie samoukiem. Poza epizodami w podstawówce, kiedy to zdobyłem jakieś nagrody za malarstwo. W liceum już plastyki nie miałem. Nigdy nawet nie myślałem o edukacji artystycznej. Nikt mnie nie popychał też w tym kierunku.
To chyba nie każdemu się podoba.
Jeśli chodzi o moją karierę i jej rozwój, to nikt, nigdy nie spytał mnie o wykształcenie. Zawsze prosili mnie o prace i je oceniali. Galerie same się do mnie zgłaszają. Ważna jest twórczość, poziom, który się pokazuje. Ale miałem taki epizod, że wypomniano mi brak profesjonalizmu. Kiedy debiutowałem w nieistniejącym już pubie Studio, prowadzonym przez fotografa Andrzeja Tylko, robiliśmy katalog. Moja przyjaciółka, która przygotowywała tekst zabawiła się trochę słowem i napisała coś w stylu „31. letni prawnik, aplikujący w tarnowskim sądzie, pochodzi z Pilzna i mieszka w Tarnowie. Nie studiował na krakowskiej ASP, nie jest członkiem ZPAP-u i nie otrzymał nagrody”. Wynikało to z faktu, że w ówczesnym periodyku kulturalnym, gdzie zapowiadano wystawy, niemalże każdego przedstawiano wg podobnej formuły, właśnie wymieniając na początku wykształcenie i sukcesy. Ona chciała dać takie zaprzeczenie obytej formułce. Absolutnie nie miało to nikogo urazić. Ale… „Na złodzieju czapka goreje” , część środowiska się mocno oburzyła. Mówiono mi to nawet prosto w oczy.
Z tego co mi wiadomo, masz minimum trzy kontrakty z galeriami w Polsce i za granicą. Powiesz czytelnikom jakie to miejsca?
Tak. Moje prace są w Mazowieckim Domu Aukcyjnym, Vinci Gallery w Poznaniu gdzie niedawno miałem swoją wystawę. Mój obraz został wybrany na mural, który zdobi kamienicę – siedzibę tej galerii. Galeria Kosma na pomorzu i galeria Gemini w Holandii. Tę ostatnią prowadzą Polacy, którzy zajmują się głównie polskimi artystami.
Pamiętasz moment przełomu?
Całkiem niedawno. Ja nie miałem w ogóle mediów społecznościowych, żyłem poza tym. Przyszedł taki czas, że zaniemogłem. Lubię biegać i doznałem kontuzji stawu skokowego, więc pozostałem na jakiś czas w bezruchu. Z nudów chyba założyłem profile na fb i insta. Zostałem szybko zauważony… Samemu ciężko mi w to uwierzyć. Wcześniejsze kilkanaście lat, malowałem praktycznie „do szuflady”. Ale mój pierwszy ważny obraz sprzedałem już dawno temu, po tej wystawie u Andrzeja. „Conchita” towarzyszy mi do dzisiaj, jej postać widnieje na wspomnianym muralu. Naszkicowałem tą postać na zajęciach w sądzie krakowskim.
Czas na instytucję.
W Centrum Sztuki Mościce mam zaplanowany wernisaż na 21 kwietnia. Będzie to wystawa indywidualna zawierająca ok 20 prac, 12 dużych „olejów”, inkografie ale też na bazie olejnych obrazów, których już nie mogłem pościągać, i dwie grafiki. Część materiału to obrazy już sprzedane, które udało mi się wypożyczyć, co mnie bardzo cieszy, bo to mocne rzeczy są. Reszta to nowości.
Coś szczególnego chcesz nam powiedzieć poprzez tę wystawę?
Oczywiście. Sam tytuł „Czerwona planeta”. Czerwona planeta jest Marsem, mamy taką chrapkę jako ludzie, żeby ją ożywić i zniszczyć… i nasza planeta, ziemia, też jest czerwona od tych właśnie ludzkich zniszczeń. Druga kwestia to kobiety. 104 kobiety były w Poznaniu. To wiadomo, chodziło o wspieranie kobiet, pokazanie ich siły. Kobieta to symbol siły, koń symbolem wolności.
Kalendarz.
Andrzej Pągowski zaprosił mnie do kalendarza. Kalendarz Gedeon Richter to prestiżowy kalendarz, którego nie można kupić. Jest darowany kobietom ważnym, opiniotwórczym. Dostają je aktorki, polityczki, kobiety ze świata nauki i biznesu. Andrzej jest dyrektorem artystycznym przedsięwzięcia. Trzeba było zilustrować znaki zodiaku. Dostaliśmy wytyczne – 20 cech kobiet, które należało ująć. To było trochę kłopotliwe.
Malujesz na zamówienie?
Absolutnie nie portretuję, nie lubię tego. Niestety Kora już mnie o portret nie poprosi… Zdarza się, że ktoś chce coś w danym stylu. Wychodzę z założenia, że jeśli ktoś chce mój obraz, to akceptuje pełną wizję. Jak ktoś ma wytyczne do obrazu, to może powinien sam malować…
Lubisz raczej spore formaty…
Tak, zwłaszcza w minimalnych obrazach lubię duży format. Bo uważam, że ta przestrzeń robi wrażenie. Zrobić minimalny obraz w minimalnym formacie to trochę banał.
Skąd ta fascynacja nasyconymi kolorami?
Ja lubię kolory. Inspiruje mnie twórczość Almodóvara. Jego estetyka, dbałość o szczegół. Niedawno wyczytałem, że umieszcza w filmach sporo dzieł sztuki ze swojej kolekcji. Lubię tę energię barwy.
Kora.
Tak, mam ją na wielu obrazach. Kocham jej twórczość od liceum. Przypadkiem trafiłem na jej muzykę. Została ze mną. Ja lubię tę prawdę, bezkompromisowość. Niesamowite teksty. Cieszę się, że o nią pytasz, bo mnie inspiruje głównie muzyka. Także literatura. Uważam, że czym się człowiek zasilał, to później wychodzi w jego twórczości.
Jak można zdobyć Twoje obrazy?
Ja nie jestem ściśle związany z galeriami, można się ze mną skontaktować. Ale nie bardzo mam na to czas. Tu chodzi o kwestie spotkań, wysyłki, przygotowania. Miałem taką sytuację, że obraz uległ zniszczeniu w trakcie wysyłki i musiałem go naprawiać, a to trudna sprawa. Zwłaszcza, że nie lubię siebie poprawiać. Wolę odpowiedzialność przenieść na galerię. Mam głowę wolną i skoncentrowaną na malowaniu, a nie sprzedaży.
Galerie też chcą zarobić.
Nie tak dawno temu miałem rozmowę z pewnym panem, który wprost zapytał mnie ile marży nalicza sobie taka galeria. Z kontekstu rozmowy wywnioskowałem, że on chciałby przez pół ceny. No i mówię mu: „Słuchaj(powiedzmy Ryszard), galeria bierze za obraz tyle, ile on jest wart, to ja dzielę się z nimi. To nie jest tak, że Ty przepłacasz”.
Liczysz na „nieśmiertelność”?
Nie specjalnie mnie to zajmuje, bo jeśli mam na to wpływ to przez to co robię tu i teraz i na tym się skupiam.
Dziękuję za rozmowę.