Roman Ciepiela to bez wątpienia jeden z najbardziej doświadczonych samorządowców, którego po upadku komunizmu wydała Ziemia Tarnowska. W swoim CV ma trzykrotną prezydenturę Tarnowa czy wicemarszałkostwo województwa.
Ma też porażki, jak choćby nieudany podbój senatu. Parał się też pracą akademicką, ucząc marketingu politycznego. I tę ostatnią umiejętność czasem wykorzystuje. Na zasadzie „wyróżnij się albo giń”.
Pomińmy już obietnice z ostatniej kampanii a propos wpisania tarnowskiej Starówki i pozostałości po CK Monarchii na światową listę dziedzictwa UNESCO. Pomińmy twierdzenia, że zadłużony po uszy Tarnów jest „w najlepszym okresie swojego rozwoju”.
Skupmy się na tu i teraz, czyli na ostatniej sesji absolutoryjnej i głosowaniem nad wotum zaufania dla gospodarza miasta, którego zasług dla grodu nad Białą i Wątokiem nie pomieściłaby gruba księga, o czym prezydent miał skromnie wspomnieć. Bo w czwartek, Roman Ciepiela zaskoczył wszystkich – od prawa do lewa.
Z grubej rury
Arytmetyka bieżącej kadencji przedstawia się następująco. W Sali Lustrzanej zasiada 25 radnych. Jedenaście szabel ma Prawo i Sprawiedliwość, osiem Koalicja Obywatelska, pięć klub Nasze Miasto Tarnów.
Wolnym elektronem jest Marek Ciesielczyk. Ten najpierw wspierał, przynajmniej w kampanii, Romana Ciepielę, teraz jest jego zapiekłym antagonistą. Teoretycznie Ciepiela powinien liczyć na trzynaście głosów zaufania z KO i NMT. Ale to tylko teoria. Trzy razy wotum wcześniej nie dostał.
On nie ma daru dialogu. Jak się uprze przy swoim, to nie ma zmiłuj się. Powiem żartobliwie. Jak chce pan coś z nim załatwić, to proszę do pomysłu przekonać jego żonę. On tylko słucha pani Aliny – mówił w jednym z wywiadów Marek Ciesielczyk.
Roman Ciepiela musiał czuć nóż na gardle w kwestii wotum zaufania dla swojej osoby i prowadzonej polityki, skoro zagrał va banque.
- Jeżeli się nie znajdzie 13 radnych, którzy podejmą w sprawie wotum zaufania pozytywną opinię, to ja chciałem państwu złożyć jasną i jednoznaczną deklarację – 1 października zakończę swoją kadencję. W warunkach braku zaufania nie można podejmować działań trudnych, zadań które wymagają poświęcenia również od strony prywatnej. To są losy miasta i mieszkańców i nie można ich sprowadzać wyłącznie do osobistych relacji – stwierdził stanowczo, po czym opuścił ”Lustrzankę” i wrócił do swego gabinetu przy ul. Mickiewicza.
Blady strach i „opad szczeny”
W Sali Lustrzanej po tym wyznaniu zapadła grobowa cisza..
.
Trzeba było widzieć minę skarbnika, zastępców prezydenta i jego całego dworu. Proszę pamiętać, że Ciepiela jest gwarantem zatrudnienia dla sporej grupki z Platformy. I to nie tylko z Tarnowa. Gdyby wpadł komisarz z PiS to wykosiłby całe towarzystwo niżej trawy – słyszymy od jednego z radnych.
Emocjonalnym szantażem prezydent doprowadził do furii działaczy ugrupowania Nasze Miasto Tarnów. Od Jakuba Kwaśnego, przewodniczącego rady miejskiej usłyszał, że jest szantażystą, z którym się nie dyskutuje.
– Niestety z przykrością muszę stwierdzić panie prezydencie, że pańska dzisiejsza deklaracja jest przykładem szantażu politycznego. Jak dzisiaj miałem przygotowaną zupełnie inną wypowiedź i zupełnie inaczej miałem zamiar zagłosować, tak jako klub, jednomyślnie zdecydowaliśmy się zagłosować przeciw udzieleniu panu prezydentowi wotum zaufania. Nie tylko w geście protestu przeciwko takiemu stawianiu sprawy, bo tego typu element zaskoczenia nie jest elementem budowania jakichkolwiek relacji. To również gest sprzeciwu wobec tego, w jakiej sytuacji stawia pan pracowników urzędu – mówił podczas sesji.
Byliśmy naprawdę skłonni zagłosować za wotum. Uwagi miał tylko Piotrek Górnikiewicz. Ale po tym wszystkim… – wtóruje i rozkłada ręce Tomasz Żmuda (NMT).
Efekt?
Samorządowe lanie. I klęska. Tylko pięciu radnych z Koalicji ufa prezydentowi. Siedemnaścioro nie. A właściwe dwadzieścioro, bo trzy głosy wstrzymujące się były de facto przeciw.
To może utoniemy razem?
Jeszcze nie ostygły emocje po czwartkowych „oświadczynach” prezydenta, jak nazajutrz, w piątek popłynął kolejny komunikat z Mickiewicza. Propozycja krótka i rzeczowa. „Państwo radni, nie wyście mnie wybrali, tylko mieszkańcy. Zagrajmy w referendum. Niech tarnowianie ocenią również was”. Dokładnie brzmiało to tak:
„Pomimo mojej opisanej na wstępie deklaracji stoję na stanowisku, że jeżeli radni nie mają zaufania do prezydenta i jego działań, co już kilkakrotnie formalnie zadeklarowali podejmując takie, a nie inne uchwały, muszą uchwalić referendum, w którym głos zabiorą wyborcy. To tarnowianie mnie wybrali w demokratycznych wyborach, na ich opiniach i ocenie zależy mi najbardziej i to oni w referendum powinni wyrazić swój pogląd na temat moich działań. Referendum byłoby również sprawdzianem akceptacji przez tarnowian działania radnych. W wyniku nieskutecznego referendum dojść może do odwołania rady i nowych wyborów radnych” – tyle prezydent.
Drugie i trzecie dno?
Radni, z którymi rozmawiamy uważają, że wystąpienie prezydenta Romana Ciepieli jest swoistym aktem desperacji i swoistym „rzutem na druty” w obliczu złej sytuacji finansowej miasta.
– Dług niebotyczny, teatr i kultura ledwie żywe, o słuszne podwyżki wołają kierowcy MPK czy MOPS. I jak tu spiąć budżet na przyszły rok? Nie widzę tego. W ustąpienie i referendum nie wierzę. To taka zasłona dymna – twierdzi radnyJózef Gancarz (PiS).
Zaproszą prezydenta na dywanik
Tarnowscy radni Koalicji Obywatelskiej nie mogą wyjść ze zdumienia z powodu zachowania Romana Ciepieli. Mówiąc wprost, uważają, że zostali wystawieni przez niego do wiatru.
– Bądźmy poważni. Prezydent przed sesją w niczym nie dawał do zrozumienia, że zamierza rezygnować, abdykować, jakkolwiek by to nazywać. To nie jest poważne traktowanie swojego zaplecza politycznego. Albo gramy razem, albo osobno – nie kryje irytacji Sebastian Stepek.
Rajca mówi, że na przyszły tydzień klub KO zamierza się rozmówić z włodarzem Tarnowa.
– We wtorek albo w środę będziemy chcieli się spotkać. To znaczy zaprosić pana prezydenta na rozmowę. I dowiedzieć się, w co gramy i czy w ogóle w coś gramy. Oczekujemy jasnej deklaracji, czy dalej ciągniemy ten wózek. Te wypowiedzi pana prezydenta traktuję jako strzały z kapiszona czy ślepaka – mówi Stepek.
Przy okazji srodze ze swego głosowania przyjdzie się tłumaczyć trzem paniom radnym KO, które wstrzymały się od głosu. Mowa o Agnieszce Danielewicz, Kindze Klepackiej i Krystynie Mierzejewskiej.
– Wstrzymanie się od głosu było głosowaniem przeciw udzieleniu wotum zaufania. To dla mnie nie jest do końca czytelna sytuacja – kończy rozmowę radny.
Być albo nie być, oto jest pytanie…
Zatem będzie dymisja czy nie? Czy Roman Ciepiela 1 października, przekaże władanie prastarym grodem Leliwitów komisarzowi wyznaczonemu przez premiera Mateusza Morawieckiego, jak zadeklarował podczas sesji absolutoryjnej?
– A słyszał pan, żeby pan Roman Ciepiela kiedykolwiek dotrzymał słowa? Moja teoria na całą sytuację jest taka: możemy się wkrótce spodziewać „spontanicznych pielgrzymek” górników, hutników, dzieci przedszkolnych, stoczniowców, urzędników, którzy będą prosili pana prezydenta, by dalej rządził Tarnowem „w najlepszym okresie rozwoju miasta”. No, trzeba byłoby mieć serce z kamienia, by nie ulec tym namowom i nie wsłuchać się w głos suwerena – twierdzi Mirosław Biedroń, szef klubu radnych PiS.
A tak przy okazji, przekazanie kluczy do bram miasta 1 października może być nieco utrudnione. Tego dnia bowiem wypada sobota.
Łukasz Winczura