Tarnów wiadomości. O tym, że młodzi ludzie uciekają z Tarnowa słyszeli najpewniej wszyscy mieszkańcy. Mniej jest natomiast osób, które do Tarnowa przyjeżdżają z innych miast, znajdują tu pracę i źródło inspiracji do tworzenia. Żywym przykładem „napływowego tarnowianina”, który nie tylko tu mieszka, ale i promuje miasto dzięki swoim książkom jest Piotr Liana, z którym rozmawiała Natalia Tryba.
Piotr jest farmaceutą i pisarzem. Jest miłośnikiem rozwiązywania zagadek i karmienia zmysłów wszystkimi dziedzinami sztuki. W 2015 roku zadebiutował powieścią Persona non grata. W 2018 roku ukazała się kolejna powieść, Echo serca, która rozpoczyna kryminalny cykl rozgrywający się w Tarnowie. W 2021 roku opublikował jej kontynuację pod tytułem Test tolerancji. Pochodzi z Gorlic, obecnie mieszka w Tarnowie. To właśnie przeprowadzka do naszego miasta skłoniła mnie do rozmowy z Piotrem.
Od kiedy tutaj jesteś, Piotrze?
Do Tarnowa przeprowadziłem się w 2010 roku. Byłem wtedy świeżo po studiach, miałem całkiem niezłą pracę i w miarę uporządkowane życie. Mógłbym tak ciągnąć do emerytury – praca, dom, praca, dom – ale chyba nie tego oczekiwałem. Coś we mnie krzyczało, że zaniedbuję swoje artystyczne aspiracje. W pewnym momencie zrozumiałem, że mam ochotę powiedzieć światu coś więcej niż tylko to, że mocz do badania oddajemy ze środkowego strumienia.
I to można robić w Tarnowie? Jest tu coś więcej niż praca i dom?
Wielokrotnie powtarzałem, że nie potrafię odnaleźć się w dużych miastach. Owszem, dostrzegam w nich większą szansę rozwoju i urok pozostawania anonimowym, ale jednocześnie wiem, że zgiełk, tłumy i szybkie tempo życia zwyczajnie by mnie wykończyły. Ja Tarnów cenię właśnie za tę „zadupiowatość”, o którą oskarżają ją przeciwnicy. Jeśli mam ochotę pobyć w tłumie – jadę do Krakowa. Ale na co dzień doceniam tutejszy spokój, który pozwala mi swobodnie tworzyć. I fakt, że do centrum mogę dojść pieszo w dziesięć minut.
I w te 10 minut można wpaść na pomysł, który przelewasz na papier?
Nigdy nie narzekałem na brak inspiracji. W przypadku introwertyków, a jestem jednym z nich, natchnienie częściej wypływa ze środka niż z bodźców zewnętrznych. Gdybym był reportażystą, pewnie miałbym problem ze znalezieniem ekscytujących tematów, ale tworząc historie oparte na ponurych, ludzkich dramatach, ciekawych historii mam pełne kieszenie.
Każdy z nas ma do opowiedzenia coś ciekawego. Tylko nie każdy znajduje uważnych słuchaczy, dlatego dusi te historie w sobie, gdzie po cichu zamierają przez nikogo nie niepokojone. A ja właśnie lubię wydobywać z ludzi tę szarzyznę dnia codziennego, dzięki której uświadamiamy sobie, że wszyscy jesteśmy tacy sami – mimo różnic społecznych przeżywamy te same bolączki.
Echo serca i Test Tolerancji zostały dobrze przyjęte przez mieszkańców Tarnowa, mimo że w moim odczuciu to nie jest reklama miasta, na którą urząd wydałby pieniądze. Mnie najbardziej boli, że zauważamy bezdomność. Ale pozytywów też nie możemy pominąć.
Osadzając akcję powieści w Tarnowie, robię przyjemność nie tylko lokalnym czytelnikom, ale głównie sobie. Zaczynam poznawać zaułki, w które wcześniej bym się za Boga nie zapuścił. Próbuję zrozumieć spojrzenie lokalsów na problemy, o których jako osoba z zewnątrz nie miałem pojęcia. Grzebię w historii miasta, wyławiając z niej co ciekawsze kąski. Myślę, że wielu tarnowian nawet nie zdaje sobie sprawy, na jakiej śpią bombie. Kiedy zacząłem spisywać tematy, jakie warto byłoby poruszyć w ewentualnych powieściach, zdałem sobie sprawę, że mógłbym napisać całkiem długi cykl. Rabacja, dwie wojny, kwestia żydowska, mniejszość romska, początek mościckiego przemysłu, stosunki polsko-węgierskie… A to dopiero tło wydarzeń, na które można nałożyć tyle warstw, ile dusza zapragnie. I okrasić kryminalnym anturażem.
W Echu serca pisałem o dzieciakach, w Teście tolerancji poruszyłem temat bezdomności. W trzeciej części cyklu również pojawi się istotny wątek społeczny, który – podobnie jak dwa poprzednie – jest na tyle uniwersalny, że powieść nie będzie miała tylko lokalnego charakteru. Czytając o podobnych wątkach w ogólnopolskiej prasie i oglądając przekazy w mediach człowiek nabiera błędnego przekonania o wielu palących kwestiach. Tymczasem spojrzenie przeciętnego zjadacza chleba potrafi być zaskakująco odmienne. Małomiasteczkowy Polak, o ile nie ulegnie manipulacji mediów, ma całkiem rezolutne spojrzenie na świat. I takie głosy szczególnie lubię akcentować.
fot. Artur Gawle