– Potrzebny jest negatywny wynik testu na obecność koronawirusa, przeprowadzony w okresie do 48 godzin przed wjazdem na teren Włoch. Trzeba wypełnić także oświadczenie – usłyszeliśmy.
Po szczegółowe informacje dotyczące zaświadczenia o negatywnym wyniku testu zadzwoniliśmy do biura obsługi klienta jednej z linii lotniczych.
– Trzeba zrobić test w laboratorium i dostać zaświadczenie o negatywnym wyniku. Jest to weryfikowane przez osoby, które odprawiają pasażerów. Myślę, że dobrze jest mieć to wydrukowane – przekazano nam.
Handel zaświadczeniami
Handel negatywnymi wynikami testów na obecność koronawirusa kwitnie w sieci. Można je zdobyć w ciągu 24 godzin, bez wychodzenia z domu, a do tego są trzy razy tańsze. Sprzedawcy takich zaświadczeń dbają o swoją anonimowość. Kontaktują się jedynie drogą mailową, a płatności trzeba dokonać kryptowalutą bitcoin.
Po wpłaceniu równowartości 150 złotych otrzymujemy plik z zaświadczeniem o negatywnym wyniku testu. Na dokumencie widnieje pieczątka oraz podpis lekarza, który miał przeprowadzić badanie.
Zadzwoniliśmy do medyka, którego nazwisko widnieje na pieczątce jednego z zaświadczeń. – Nie. Nic nie robiłem, nic o tym nie wiem – oświadczył lekarz. I zaznaczył, że nie pracuje nawet dla laboratoriów medycznych.
Cały dokument jest fałszerstwem? Na naszą prośbę zaświadczenie sprawdził pracownik laboratoriów medycznych Diagnostyka.
– To nie jest prawdziwe zaświadczenie, a sfałszowany dokument medyczny. Jest dość poważna różnica, nasze dokumenty opatrzone są certyfikowanym podpisem elektronicznym. Jeżeli okazuje się je w formie elektronicznej, o co powinno się prosić, to ten podpis elektroniczny widać – zaznacza Tomasz Anyszek. I dodaje: – Można do nas zadzwonić i sprawdzimy, czy taki dokument jest prawdziwy czy fałszywy.
„Pieczątka jest skanem”
Zaniepokojeni pracownicy laboratoriów zgłosili sprawę do organów ścigania. My poprosiliśmy specjalistów z zakresu zabezpieczeń w internecie o pomoc w ustaleniu autorów fałszerstw.
– Jeżeli spojrzymy na bitcoina, to na przestrzeni ostatnich dwóch miesięcy, widzimy w listopadzie i grudniu wiele wpłat, a dokładnie 46 wpłat. W przeliczeniu na złotówki daje to 16 tys. zł. Ewidentnie jest zapotrzebowanie na tego typu usługi – wskazuje Piotr Konieczny z Niebezpiecznik.pl.
Kim jest sprzedający? – To laik, który próbuje sobie dorobić, nie robi głupich błędów. Widać, że część odpowiedzialna za kwestie informatyczne zrobiona jest dobrze, ale same dokumenty, które oni przygotowali, kiedy im się przyjrzeć – widać, że pieczątka jest skanem niskiej jakości i myślę, że nie przeszłaby kontroli na granicy – dodaje Łukasz Jachowicz z Mediarecovery.
– W tej chwili ustalenie autora fałszywek wymaga dużo pracy. Pieniądze w którymś momencie muszą zostać zmaterializowane i to jest ten moment, kiedy bardzo często wpadają przestępcy – dodaje Jachowicz.