Każdy kto pamięta kawiarnię „Tatrzańską” z lat 70 – tych i 80 – tych minionego stulecia przyznać musi, że po latach świetności został po niej jedynie szyld. Obskurne miejsce, pełne dziwacznych typów, którzy skutecznie przegonili nobliwych, stałych bywalców tego miejsca.Tych z lat tuż przedwojennych, kiedy to w 1936 roku Józef Kudelski, ojciec Jana, kupił kawiarnię przy placu Sobieskiego i nazwał ją Tatrzańską.
Długo trwało to dziś legendarne miejsce w swoistym niebycie, i dopiero po upadku komuny Jan Kudelski odzyskał kawiarnię, wyremontował i nawiązał do dawnych, dobrych tradycji. Był nie tylko właścicielem lokalu z dyskretnym, galicyjsko – paryskim urokiem, ale i mecenasem kultury, gościł u siebie wiele wspaniałych postaci życia politycznego i kulturalnego z całej Polski.
– No, Jasiu, wpraszam się do Ciebie, jak tylko skończę spotkanie, przygotuj coś pysznego – tak zwracał się ze sceny, przy komplecie publiczności znany ze Starego Teatru Jan Nowicki. Zawsze, kiedy był w Tarnowie, gościł u swojego imiennika Kudelskiego.
– Jasiek był z wykształcenia inżynierem elektrykiem, ale nigdy nie pracował w swoim zawodzie – wspomina Stefan Bielawski, nasz autor cyklu „Ze starej szafy”- ojciec Józef przysposobił go do zawodu cukiernika i tak już zostało. Zapamiętałem go z ostatnich lat, kiedy siedział przy jednoosobowym stoliku, przeznaczonym wyłącznie dla siebie. Zjadał tam spóźnione śniadanko, oddawał się lekturze prasy. No i te niekończące się ukłony: on kłaniał się stałym bywalcom, z niektórymi zamienił kilka słów, a sali bywalcu kłaniali się z wyszukaną elegancją i szacunkiem jemu. Ot, taki ginący obyczaj.
Odeszła wielka postać,skromny człowiek,legenda Tarnowa. Coraz mniej takich jak On w tym mieście…
Zygmunt Szych
W 2014 roku namówiliśmy Pana Jana na jego osobisty alfabet, w którym znalazło się sporo przyjaciół i znajomych. Część już także odeszła z tego świata. Warto jednak wspomnieć, co o nich opowiedział nam Pan Jan.
Kawiarniane opowieści Jana Kudelskiego
Antoni Sypek. Znamy się bardzo długo, a książka „Kawiarnia Tatrzańska: życie towarzyskie Tarnowa XIX-XX wieku” była zwieńczeniem tej znajomości. Kiedy Antoni był jeszcze czynnym nauczycielem historii w Zespole Szkół Chemicznych w Mościcach, grywaliśmy tam wspólnie w piłkę. Działał w klubie nauczycielskim, który organizował systematyczne rozgrywki i kiedyś zostałem zaproszony na taki trening na szkolnym boisku. Nic bardziej nie łączy niż sprawy pozazawodowe, rozrywkowe, towarzyskie. Antoni Sypek to świetny znawca historii miasta i regionu, o tym wiedzą wszyscy, ale też pisarz i dziennikarz. Wydał kilka książek, opracowań i postanowiliśmy pochylić się nad historią kawiarni, żeby zamknąć pewien rozdział, etap w funkcjonowaniu tego miejsca. Stwierdziliśmy, że warto przypomnieć historię tego zakładu, a Antoni jako historyk potrafił odnaleźć niezbędne informacje, dokumenty, zebrać materiały. To źródło wiedzy dla młodszych pokoleń, które nie mają możliwości pamiętać wszystkiego, co przez lata historii się tu wydarzyło, a chcieliśmy zachować kawiarnię w pamięci tarnowian. Jestem ogromnie wdzięczny za tę pracę i trud, który włożył w merytoryczne przygotowanie tej pozycji. Dzięki zdobytym materiałom dowiedziałem się, że od 1859 r. pierwszym właścicielem kawiarni był Austriak, który swoją przygodę z tym biznesem rozpoczął w Krakowie. Książka prezentuje kolejnych właścicieli – Władysława Delektę czy Mieczysława Skolimowskiego. W latach siermiężnej komuny kawiarnia przeżywała trudności, a równocześnie był to bardzo ciężki czas dla mojego taty, który wiele w życiu przeszedł – w czasie I wojny światowej był żołnierzem, potem został zesłany do Rosji. W jednej chwili tata stracił to, na co pracował całe życie…
Aleksander Słomczyński. Jeden z kilku pracowników, o których opowiem. Został zatrudniony jeszcze przez mojego tatę, gdy cukiernia mieściła się na ul. Kościuszki. Studiowałem w Gliwicach, gdy w 1957 r. on przyjął się do pracy i jest z nami do dziś. Myślę, że to fenomen nie tylko w skali naszego miasta, ale pewnie i kraju. Każdego dnia przychodzi do pracy o godz. 5:00, kiedyś był kierownikiem pracowni – był ulubieńcem taty, który przekazywał mu wszystkie tajniki cukiernictwa, a Oluś bardzo dużo się od niego nauczył. Zaczynał jako kilkunastoletni chłopiec, a dzięki latom spędzonym w „Tatrzańskiej” wspaniale zna historię cukierni i osób, które przewinęły się przez zakład. Gdyby w cukiernictwie istniało odznaczenie „Semper Fidelis” – „Zawsze wierny”, on jest tym, który powinien je otrzymać.
Agnieszka Kawa. Podobnie jak Anna Grygiel, często zaprasza do naszej restauracji osobistości, które goszczą podczas imprez organizowanych przez Centrum Sztuki Mościce. Dzięki takim ludziom jak panie, „Tatrzańska” przez lata stała się miejscem kojarzonym z działalnością kulturalną i artystyczną miasta. Agnieszka Kawa wraz z Bogusławem Wojtowiczem współorganizowała ArtFest, przez co w naszych progach obecni byli artyści wysokiej klasy, m.in.: Hanna Banaszak czy Janusz Głowacki.
Bossowski Józef. Znany tarnowski dentysta, który mieszka w moim sąsiedztwie. Na ul. Batorego prowadził swój gabinet stomatologiczny, a ja leczyłem zęby jeszcze u jego tatusia – również znanego i poważanego stomatologa. Podczas okupacji i we wczesnych latach powojennych, posiadał swój zakład na ul. Krakowskiej. Był bardzo ciekawą postacią – zapadło mi w pamięci, gdy chodziłem do niego z córką, aby wyleczył jej zęby. To były czasy, gdy zarówno znieczulenia, jak i inne sposoby uśmierzania bólu nie były tak powszechnie stosowane, natomiast on wymyślił sobie własną metodę – muzykę i żeby odciągnąć uwagę dziecka grał na skrzypcach. Józef Bossowski oprócz tego, że jest talentem stomatologicznym, który z powodzeniem przejął rodzinny fach, jest też człowiekiem, dla którego ważny jest patriotyzm.
Berdychowski Jerzy. Dawny proboszcz w parafii księży Misjonarzy. To wielki działacz społeczny, pomysłodawca wielu fantastycznych przedsięwzięć i inicjatyw, otwarty na problemy potrzebujących. Jak nikt zasłużył na honorowe obywatelstwo Tarnowa. Postać znana, ceniona, świetny kaznodzieja, miał dobry kontakt z parafianami. Kiedy opuszczał Tarnów i wyjeżdżał pracować w Trójmieście, to było bodajże w 2006 r., nie żegnano go jak należy. Zrobił wiele dla naszego miasta, a jego odejście mogłoby być bardziej uroczyste, adekwatne dla jego zasług.
Derlaga Bogdan. Tarnowski kardiolog, który dba o moje serce i kilkukrotnie wyciągnął mnie z niemałych opresji zdrowotnych. Zawsze ma czas, jest do dyspozycji, to człowiek niezwykle otwarty. Formę, w której jestem, zawdzięczam właśnie jemu. Prywatnie jest stałym klientem „Tatrzańskiej”, wielkim miłośnikiem naszych lodów, czego zresztą nigdy nie ukrywał.
Dzikowski Wojciech. Znamy się bardzo długo, ponieważ jest stałym klientem naszej restauracji. Cenię go za to, że jest bardzo towarzyski, ma wspaniałe poczucie humoru, to świetny kompan do wszelkiego rodzaju biesiad, dyskusji – ma wiele do powiedzenia na temat historii czy polityki, zawsze świetnie się go słucha. Poza tym to filantrop nie z tej ziemi, ma gest – wspomaga i docenia wszystkie dziedziny życia, nie tylko te związane z jego działalnością zawodową.
Filar Bogusław. Znany tarnowski adwokat, w dodatku dobry fachowiec, bardzo sprawny w swoim zawodzie. To człowiek towarzyski, chętnie podejmuje dysputy, świetny rozmówca, który ma wiele ciekawych opowieści, a w dodatku czyni je ze swadą, a ja zawsze z przyjemnością tego słucham. W dodatku ma ciekawe hobby – zamiłowanie do kolekcjonerstwa.
Gibuła Arkadiusz. Jeden z moich pracowników, który jest zarządzającym w cukierni, pracuje u nas ponad 20 lat. To świetny fachowiec, ale i organizator, który nie ma łatwego zadania, bo prowadzenie cukierni to naprawdę wymagające zajęcie – ze względu na utrzymanie stałej jakości i poziomu wyrobów. Cukiernictwo polega na tym, żeby klient, któremu raz posmakował wyrób, wrócił i dostał dokładnie taki sam produkt. Aby zachować smak i przyzwyczajenia należy m.in. przestrzegać receptur, ponadto rokrocznie wprowadzamy kilka rodzajów nowych ciast, dlatego musimy się starać o utrzymanie pewnego poziomu. Dawniej robiliśmy wiele rodzajów ciastek, m.in. sewerynki, tarcze grylażowe, ale przestawaliśmy, ponieważ wydawało nam się, że nie ma na nie zainteresowania, a my szliśmy z duchem czasu i wymyślaliśmy nowe ciastka. Później natomiast zdarzały się przypadki, że klienci wracali i pytali o te dawne produkty, które pamiętają z lat młodzieńczych, więc postanowiliśmy je dla nich odtworzyć.
Grygiel Anna. Jako koordynatorka Przeglądu Filmu Fabularnych w ramach Tarnowskiej Nagrody Filmowej, często jest naszym gościem, który przyciąga do „Tatrzańskiej” znakomitych artystów: aktorów, reżyserów i innych twórców. Przez takie osoby i takie spotkania tworzy się klimat tego miejsca, ale i opinia, że można spotkać tu znane osobistości. Artyści często wpisują się do pamiątkowej księgi, gdzie zostawiają pozdrowienia, autografy, które są dla nas ogromną pamiątką. Ponadto część zdjęć, które wiszą na ścianach lokalu, również przypominają o miłych spotkaniach z tymi wyjątkowymi gośćmi.
Izdebski Aleksy. Razem z Alkiem i Wiesiem, o którym opowiem za chwilkę, znamy się od bardzo dawna – chodziliśmy razem do szkoły podstawowej, a potem wspólnie zdawaliśmy maturę w I Liceum-Gimnazjum. Alek skończył studia w latach 60., potem wyjechał do Francji, mieszka w Paryżu, ale dwa razy w roku przyjeżdża do Tarnowa na miesięczne urlopy, podczas których spędzamy ze sobą bardzo dużo czasu, m.in. wspominając dawne lata. Zdarza się, że odwiedzam go we Francji, a przyjaźń zaowocowała w relacjach naszych dzieci, które też spędzają ze sobą czas. Jego mama uczyła mnie gry na pianinie i pomimo braku słuchu brałem udział w muzycznych konkursach dla dzieci.
Jachimek Wiesław. Mój najbliższy kolega, przyjaciel, z którym mam kontakt od najmłodszych lat dziecięcych. Pochodzi z tarnowskiej rodziny, jego ojciec był znanym piłkarzem. Chodziliśmy do tej samej klasy w Szkole Sióstr Urszulanek, a nawet wcześniej do przedszkola, jednak ja pamiętam właśnie czasy okupacji i pierwszą klasę podstawówki. Ta nasza przyjaźń przetrwała próbę czasu i towarzyszy nam do dziś. Kiedyś grywaliśmy w tenisa i dziękuję mu za wszystkie rozegrane wspólnie sety, teraz zdrowie pozwala nam na długie spacery poza miasto czy spotkania w parku.
Jaworska-Mukawa Krystyna. To wspaniała nauczycielka, wychowawczyni, która poświęciła się pracy z dziećmi upośledzonymi. Wiem, że oddaje im całe swoje serce, jest dla nich otwarta, chętna do pomocy. Poza tym to świetna sportsmenka – jest wysokiej klasy pływaczką, ratownikiem wodnym oraz narciarką. Znamy się dobrze właśnie dzięki wyjazdom na narty, szczególnie na Słowację. Były to bardzo ciekawe spotkania, podczas których poruszaliśmy różnorodne tematy – Krysia zawsze znajduje czas na rozmowę i ma w sobie ogromne pokłady empatii, którą promieniuje.
Kazimierz Kos. Ksiądz prałat, który 18 grudnia 1993 r. poświęcił cukiernię „Tatrzańska” przy ul. Krakowskiej 1. Z tym dniem wiąże się ciekawa historia – naszym pierwszym gościem był starszy pan, z nosem poklejonym plastrami, reklamówkami, laską i wielką zimową czapką. Chociaż było jeszcze zamknięte, on tutaj zaglądnął i uwieczniliśmy go na zdjęciu. Nigdy ani wcześniej, ani później go nie widziałem, ale uznałem, że musi nam przynieść szczęście i chyba tak się stało.
Kudelska Małgorzata. Mam czwórkę dzieci: trzech synów i jedną córkę, która pomaga mi w trudnych chwilach zdrowotnych, dba o moje zdrowie i opiekuje się mną, za co jestem jej bardzo wdzięczny. Muszę przyznać, że dzięki niej pewniej się czuję i jestem spokojny. Choć nasze relacje i kontakty nie zawsze były wzorcowe, bo wiem, że nie mam łatwego charakteru, to Małgosia zawsze potrafiła mnie złagodzić. Poza tym jest dobrą duszą kawiarni i cukierni.
Knapik Anna. Była nauczycielką, w pierwszej połowie lat 90. została dyrektorką Centrum Paderewskiego w Kąśnej Dolnej. Jej inicjatywą były wydarzenia muzyczne cieszące się sławą i uznaniem, m.in. „Bravo Maestro”, któremu patronował Krzysztof Penderecki. Na jej zaproszenie pozytywnie odpowiadało wiele osób, cenionych w środowisku artystycznym, wśród nich: Janusz Olejniczak, Vadim Brodski i liczni muzycy z kraju i zagranicy. Anna Knapik stworzyła niezwykły klimat tych wydarzeń, często była też naszym gościem, stąd dobrze się znaliśmy. Niestety przegrała walkę z chorobą i zmarła w 2003 r.
Marcin Kuraś. Kolejny z moich pracowników, obecnie kierownik, który jest świetnym zarządcą, wspaniałym organizatorem i menadżerem pracy „Tatrzańskiej”. Kiedy w 1995 r. otworzyłem taras i część kawiarni, obok powstała pizzeria. Pan Marcin pracował tam przez kilka lat, później interes z pizzą się nie udał, a ja przejąłem drugą część dla restauracji i kawiarni. Wtedy on pozostał moim pracownikiem i jest z nami od 2001 r., czyli od samego początku, kiedy swoją historię zaczynają nowe podwoje „Tatrzańskiej”.
Młynarczyk Krzysztof. Lekarz, który ostatnio mnie leczył i któremu zawdzięczam swoją obecną kondycję. Ceniony specjalista, kardiolog, który został fachowcem od wszczepiania i implantacji stymulatorów serca. Dodatkowo ma świetny kontakt z pacjentami, dla każdego znajduje czas.
Nowicki Jan. Jest naszym częstym gościem ze względu na coroczną Tarnowską Nagrodę Filmową, przez co poznaliśmy się dość dobrze i utrzymujemy stałe relacje. Dał się zapamiętać jako klient wymagający, ale ciekawy – zawsze kiedy odwiedza Tarnów i przychodzi do „Tatrzańskiej” zamawia dania, których nie mamy w karcie. Pamiętam, że kiedyś zapytał o sznycle i krupnik, mówiąc, że to bardzo popularne pozycje w menu. Oczywiście po chwili, specjalnie dla niego, zamówienie było gotowe i czekało na stole. Może dlatego polubił naszą restaurację? Jest bardzo wesołym, dowcipnym człowiekiem, który ma dystans do świata i otaczającej go rzeczywistości. Niedawno odwiedził Tarnów, ponieważ w Centrum Sztuki Mościce miał program artystyczny w hołdzie papieżowi Janowi Pawłowi II, podczas którego czytane są wiersze ks. Twardowskiego. Niestety nie udało nam się wówczas spotkać, ponieważ wyjechałem na ziemie moich dziadków na Ukrainie. Nie znałem dobrze przeszłości moich przodków, a bardzo chciałem dowiedzieć się gdzie mieszkali, co robili. Mój dziadek urodził się we Lwowie i był zarządcą sporych majątków Dominikanów koło Lwowa – w Żółkwi. Miał dużo dzieci, przez co mój tato miał liczne rodzeństwo, które po wojnie zdecydowało osiedlić się w Tarnowie, przez co poznałem ich osobiście. Wróciłem oczarowany tamtą okolicą, polskością tych ziem i żyjącymi tam ludźmi, ponieważ Polacy i Ukraińcy cały czas są obok siebie, współpracują. Nasi rodacy dbają o swoją tożsamość przez kultywację języka – używają pięknej składni, religię i uczestnictwo w mszach św. w farze czy inne uroczystości przypominające im o korzeniach.
Ojciec Jan Góra. Poznał nasz mój kuzyn – Zdzisław Peszkowski, ponieważ jako kapłani współdziałali ze sobą przy pracy z młodzieżą, obaj byli też blisko papieża Jana Pawła II. Myślę, że byli do siebie bardzo podobni – mieli podobne cele, chcieli jak najlepiej dla ludzi młodych. Do dziś, o. Jan Góra przyjeżdża na Jamną, gdzie się poznaliśmy. Czasem pojawia się też w Tarnowie, często odwiedza nas w „Tatrzańskiej” i wówczas wiele rozmawiamy, dyskutujemy, bardzo dobrze się go słucha, bo zawsze ma ciekawe opowieści – to wspaniały i ceniony kaznodzieja. W tym roku również go wyczekuję. Zazwyczaj przyjeżdża pod koniec czerwca, kiedy kończy pracę ze studentami, ponieważ jest wykładowcą u ojców Dominikanów w Poznaniu.
Podleśny Wojciech. Mój sąsiad z ul. Batorego, który wykazał się znakomitymi umiejętnościami graficznymi – złożył książkę, którą napisaliśmy wraz z Antonim Sypkiem „Kawiarnia Tatrzańska: życie towarzyskie Tarnowa XIX-XX wieku”. Jestem mu za to ogromnie wdzięczny, ponieważ książka była pisana bardzo długo (ok. 1,5 roku), wymagało to przygotowania odpowiednich materiałów, stroną merytoryczną zajął się właśnie Antoni Sypek, a Wojciech Podleśny przygotował tę książkę od strony graficznej, wizualnej, co w mojej opinii, wyszło mu bardzo dobrze. Ponadto to człowiek niezmiernie grzeczny i dowcipny.
Szymańska Krystyna. Kontynuatorka dzieła propagowania muzyki klasycznej w Tarnowie i w Dworku Paderewskiego w Kąśnej Dolnej, która przejęła schedę po wspomnianej Annie Knapik. Ma dar do tworzenia ciepłej atmosfery, pojawia się w kawiarni, którą zresztą wspominała na łamach miesięcznika. Również zaprasza do nas gości, co buduje klimat tego miejsca.
Stanisław Salaterski. Ksiądz biskup, który w 1995 roku poświęcił „Tatrzańską”, a później, co roku składał wizyty duszpasterskie w okresie po Bożym Narodzeniu, kiedy to odwiedzał też domy i mieszkania parafian. Może nie byliśmy ze sobą bardzo blisko, ale utrzymywaliśmy dobre relacje. To wielki duchowny, który przecież nie bez powodu został mianowany biskupem tarnowskim. Pamiętam go jako człowieka, który zawsze był bardzo blisko ludzi, nie bał się pracy i dzięki jego staraniom Bazylika Katedralna zawsze była wspaniale zadbana.
Westwalewicz Andrzej. Postać, która w Tarnowie jest znana i ceniona – ze względu na swój malarski kunszt. Jest synem wspaniałego, niestety nieżyjącego już artysty, Stanisława Westwalewicza, który przeszedł cały szlak bojowy Armii generała Andersa – od Rosji, przez Palestynę, aż po Monte Cassino. Tam dużo malował, spotkał się także z moim kuzynem – Zdzisławem Peszkowskim, który w tym czasie tak samo był wojskowym. Ten wspólne lata na froncie sprawiły, że pomiędzy nimi zrodziła się przyjaźń. Później, w związku z różnymi uroczystościami malarza, wielokrotnie spotykali się w mojej kawiarni, mieli wiele wspólnych wspomnień i raczyli nas tymi opowieściami.
Wojtowicz Bogusław. Pomysłodawca i inicjator Festiwalu ArtFest, w którym jest miejsce na wszystkie dziedziny sztuki. Jako dyrektor Biura Wystaw Artystycznych organizował wernisaże malarzy, fotografów, którzy później odwiedzali „Tatrzańską”, byli to m.in.: Andrzej Dudziński, Ryszard Horowitz czy Janusz Fogler. Zawsze tworzyli miłą atmosferę, która została w naszej pamięci.
Zdzisław Peszkowski. Ksiądz, kapelan Rodzin Katyńskich. To postać znana w Polsce, zresztą gdy w 2007 r. zmarł, był żegnany z należnymi mu honorami także przez ś.p. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Byliśmy rodziną, był moim starszym kuzynem, ponieważ jego mama i mój tato byli rodzeństwem. Ksiądz Zdzisław był patriotą najwyższej klasy, był ogromnie przywiązany do Polski, miał wielkie serce i dobroć godną kapłana. Przeszedł szlak bojowy z Armią generała Andersa, później pozostał w Anglii, gdzie kończył studia filozoficzne i polonistyczne. W 1950 r. został wyświęcony na kapłana, później prowadził Polskie Seminarium Duchowne w Orchard Lake w USA. Jednak klerykami tego seminarium byli Amerykanie, z którymi od 1965 r. rokrocznie przyjeżdżał do Polski, aby zaznajomić ich z naszym krajem, kulturą i tradycją, które były dla niego bardzo ważne. Chciał zaszczepić w nich sympatię do naszego narodu. Był przyjacielem prymasa Polski – kardynała Stefana Wyszyńskiego, wydał też wiele książek i opracowań. Między nami była spora różnica wieku – był ode mnie starszy o 20 lat, jednak jedno wiem na pewno: sporo mu zawdzięczam. Mój tata po powrocie z Rosji, gdzie przebywał w obozie jenieckim, przyjechał do kraju po 10 latach nieobecności. Zatrzymał się w Sanoku u rodziców Zdzisława Peszkowskiego, czyli u swojej siostry i szwagra. Tam poznał moją mamę, a zadaniem Zdziska było noszenie listów pomiędzy moimi rodzicami. Z pewnością więc przyczynił się do małżeństwa moich rodziców i tego, że w ogóle jesteśmy na świecie! Później mój ojciec wyjechał do Krynicy, gdzie prowadził cukiernię, by następnie w 1936 r. pojawić się w Tarnowie, gdzie nabył kawiarnię, którą nazwał „Tatrzańską”, a w której teraz jesteśmy.
Olga Zgórniak
Fot. Artur Gawle
Wspaniały człowiek. Straszna ujma dla naszego tarnowa. Najszczersze kondolencje dla rodziny