Tarnów wiadomości. Spędzić noc w hotelowym apartamencie i nie zapłacić? Na taki pomysł wpadli mieszkaniec Tarnowa i jego partnerka. Para, która na co dzień mieszkała blisko Cristal Parku, wynajęła pokój i nad ranem zażądała zwrotu opłaty. Powód? Larwy znalezione w łazience. Sprawa trafiła do sądu.
Sytuacja miała miejsce w lipcu 2020 roku. Para wynajęła pokój wyższej kategorii. W hotelu pobrano opłatę z góry.
Rano mężczyzna zszedł do recepcji i zrobił awanturę, że w łazience są „białe robaki”. W związku z tym on żąda zwrotu pieniędzy. W przeciwnym wypadku nagłośni sprawę medialnie. Stwierdził, iż robaki widział już wieczorem, ale nie informował recepcji, bo… wtedy mu nie przeszkadzały – tak opisuje historię właściciel obiektu, Witold Kisała.
Właściciel został poinformowany o całym zajściu przez menadżerkę hotelu.
Poprosiłem, by poszła z gościem do pokoju i zrobiła zdjęcia tych „robaków”, a niezależnie od wyniku zgodnie z zasadą „Gość ma rację” przeprosiła za niedogodność i wręczyła butelkę wina. Na mężczyźnie przeprosiny nie zrobiły wrażenia. Choć wino oczywiście wziął. Nadal jednak awanturował się o zwrot całej kwoty, a nawet sugerował dalsze odszkodowanie.
Witold Kisała otrzymał zdjęcia z pokoju hotelowego i wówczas sprawa stała się dla niego jasna. Właściciel obiektu skończył bowiem studia biologiczne na Uniwersytecie Jagiellońskim. Tytuł magistra w Zakładzie Anatomii Porównawczej dały podstawę do tego, by dokonać szybkiej oceny sytuacji. Larwy zostały podrzucone.
To były larwy muchy plujki, która żeruje na gnijącym mięsie. Szanse, by znalazły się w łazience były zerowe – wyjaśnia w facebookowym poście Witold Kisała.
Takie larwy to łatwa do kupienia przynęta wędkarska. Właściciel był pewny, że doszło do próby wyłudzenia pieniędzy. Para opuściła hotel i zagroziła, że sprawę nagłośni medialnie i rozpoczęła swoje groźby. Najpierw na Facebooku pojawił się post, później mężczyzna dzwonił na recepcję i podając się za dziennikarza poinformował, że przygotowuje artykuł na temat sytuacji. Mężczyzna nie przewidział jednak, że jego numer jest rejestrowany i przy oddzwonieniu przez menadżerkę odpowiedział, by do niego nie dzwoniono. To nie był koniec.
Wczesnym popołudniem w hotelu zjawił się sanepid. Podobno był donos, że w pokoju (tym, w którym spała para) są robaki. Kontrolerzy sanepidu sprawdzili pokój, oraz pokoje sąsiednie (także wyżej i niżej). Poza martwymi już larwami w czystej białej łazience nie znaleźli niczego niepokojącego (nie licząc kartonu z niedojedzoną pizzą, stosu puszek po piwie i pustych butelek po alkoholach).
Pracownicy Sanepidu pozytywnie ocenili jakość pokoi i zaznaczyli w protokole, że larwy nie pochodziły z łazienki, co więcej dodano, że zostały podrzucone.
Analiza monitoringu rzuciła na sprawę dodatkowe światło
Para, mimo poprzednich zapewnień o braku potrzeby, skorzystała z hotelowego parkingu. Ta usługa nie była wliczona w cenę pokoju. Opróżniony został minibar, za który również nie zapłacono.
Tego samego dnia podjęliśmy decyzję o powiadomieniu policji. Zdjęcia larw zostały przekazane do profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, który potwierdził nasze przypuszczenia. Jego opinia wraz z innymi dowodami trafiła do śledczych, którzy przychylili się do naszej oceny sytuacji. Policja przekazała sprawę do Sądu Karnego w Tarnowie, a ten wydał dwa wyroki – mówi właściciel hotelu.
Pierwszy wyrok dotyczył braku opłaty za nieopłacony parking. Kobieta przyznała się do winy i dobrowolnie poddała karze. Z drugim wyrokiem sprawa była bardziej skomplikowana. Wszystko trwało rok, bo mężczyzna szedł w zaparte i nie przyznawał się do podrzucenia larw do łazienki. Kilka miesięcy trwało znalezienie biegłego z zakresu entomologii, który potwierdził opinię właściciela obiektu.
Panu od robaków nie pomógł fakt, iż sam był zapalonym wędkarzem, więc znał doskonale te „białe robaki”. Co zresztą znalazło swoje odzwierciedlenie w (usuwanych przez mężczyznę) komentarzach pod postem jego własnych kolegów: „(imię) robaki ci uciekły”, „Będziesz miał na ryby”.
Sąd wydał wyrok, a mężczyzna postanowił się od niego odwołać do sądu II instancji. Wyrok jednak podtrzymano i dołożono dalsze koszty sądowe. W efekcie, zamiast zapłacić 300 złotych za nocleg, mężczyzna zapłacił jeszcze 500 złotych grzywny oraz 250 złotych kosztów sądowych – 150 i 100 za koszty odwoławcze. Prawdopodobnie mężczyzna zapłacił też całkiem sporą sumę adwokatowi, który próbował go wybronić.