Tarnów wiadomości. W „Marzeniu” przy ul. Staszica zamiast na scenie w piwnicy Tarnowskiego Centrum Kultury. Muzyczne Zaduszki miały w tym roku inną formułę. Zabrakło też nazwiska, które przez 27 lat nie tylko „pojawiało się” na scenie i w tytule wydarzenia. Z Wojtkiem Klichem rozmawiamy o tym, co stało się z Zaduszkami Wojtka Klicha i czy zagra swój kultowy koncert.
Skoro nie w Tarnowie, gdzie będziemy mogli usłyszeć Wojtka Klicha w zaduszkowych koncertach? Nie wątpię w mieszkańców, ale ciężko mi sobie wyobrazić, że cała publiczność jedzie do Nowego Sącza. Usłyszymy Cię gdzieś bliżej?
(Śmiech). Oczywiście. Na przykład w Szynwałdzie. Tam będzie wyjątkowy koncert, bo jest tam urocza biblioteka, a w niej maleńka salka predysponowana do zrobienia koncertu. Dzieciaki, bo tak mówię na uczestników Warsztatów Terapii Zajęciowej w Woli Rzędzińskiej, namalowali swoje wizje artystów. Zresztą to ciekawa sprawa, bo właśnie dzisiaj grałem dla nich koncert zaduszkowy. Wracając do prac: jest Jimi Hendrix z takimi rozproszonymi piórami, jeden z chłopaków namalował Zbigniewa Wodeckiego, ale samymi kreskami. Wyobraź sobie, same kreseczki i podpis Zbigniew Wodecki. To są wyjątkowe wizje. Piękną gitarę z płonącym lasem w tle namalowała jedna z dziewczyn. To są ludzie z taką wyobraźnią, że aż ściskam mnie, jak oglądam te dzieła. A one będą umieszczone w moim koncercie, będą stanowiły scenografię, zostaną specjalnie podświetlone. Stworzą wyjątkowy klimat.
Szynwałd jest najbliżej Tarnowa i to jest naprawdę urocze miejsce, ale będą też koncerty w innych miejscach. Jednym z tych miejsc jest Synagoga w Dąbrowie Tarnowskiej. To jest moje westchnienie, bo gdy kiedyś tamtędy przejeżdżałem, to pomyślałem… co za wspaniałe miejsce. Synagoga. Tam nie można było nawet wejść, a zawsze chciałem to zrobić. Zresztą mam to od dzieciństwa.
To miejsce magiczne, które ma swoje zaplecze historyczne, a ja będę mógł tam nie tylko wejść, będę mógł zagrać koncert. Z pewnością pomoże mi magiczny pogłos, który brzmi, jakby sięgał historii, jakby był i docierał dalej. Jak się gra na tej gitarze, to ta muzyka jeszcze dalej, niż może dotrzeć.
Zagramy też w Piwnicy pod Baranami, to takie miejsce, w którym nigdy nie grałem, a w którym zbudował się kawał polskiej kultury. Stamtąd tyle ludzi odbiło się na świat, budowało naszą kulturę, że na samą myśl, że będę tam grał, ściska mnie z radości.
Zagram też w pięknych miejscach w Lanckoronie, zagram w Zakopanem, Nowym Sączu, Krośnie. Krótko mówiąc, gramy, gramy w moim cudownym składzie, czyli z Rudą — Madzią Stalmach, Jakubem Wachem, Danielem Grupą i Arkiem Boryczko w podstawowym składzie.
Oczywiście zapraszamy też ludzi, którzy z nami dodatkowo występują, ale gościnnie, grają kilka piosenek. Tylko się cieszyć i monitorować to, co dzieje się z koronawirusem, żeby nam nie pokrzyżował planów, ale najważniejsze jest to żeby ludzie byli zdrowi. Jak się zdarzy tak, że nie będzie można grać, to trudno, ale ja zawsze powtarzam, że zdrowie jest najważniejsze.
A co z Tarnowem? Nam jako mieszkańcom jest po prostu przykro, że czytamy o Bluesie bez Wojtka, jak widzimy plakat informujący o „Zaduszkach” i nie ma na nim nazwiska Klich. Co się stało?
Mówię o tym naturalnie, otwarcie i normalnie. My z Tarnowskim Centrum Kultury byliśmy takim starym, ale dobrym małżeństwem. Wykonywaliśmy wiele różnych przedsięwzięć. Całe zaplecze ludzkie tej instytucji to są fantastyczni ludzie, a ja się z nimi przyjaźnię, lubię ich, szanuję i do tej pory nie zmieniłem swojego podejścia. Po prostu jest taki moment w życiu, że następuje jakiś rozbrat i on na razie trwa, ale ja — i pewnie też Tomek Kapturkiewicz — nie przekreśliliśmy jakiegoś wspólnego przedsięwzięcia w przyszłości. Może kiedyś będziemy coś jeszcze razem robić. Ja sobie też myślę, że za jakiś czas się spotkamy i porozmawiamy na spokojnie. To nie jest rozbrat na całe życie, ale tak jak mówię w starym małżeństwie zdarzają się ciche dni, miesiące. Myślę, że należy to tak traktować.
Ja nie znikam, gram w Szynwałdzie, Dąbrowie Tarnowskiej, gram, bo „Zaduszki Dżemowe” są moim dzieckiem, ja to wymyśliłem i będę grał. Myślę, że tego „Starego Klicha” jak ktoś będzie chciał, to jeszcze wykuka, wypatrzy. Ja wiem, że miejsce nie jest bez znaczenia, że liczy się klimat i piwnice TCK go miały, ale jednak ożywiane to miejsce jest zawsze duchem ludzkim i to jest dla mnie najważniejsze.
Czyli odbiorcy nie muszą się obawiać braku klimatu, stworzysz go na nowo, ze sprawdzonym składem?
Zawsze będzie inaczej i o tym jestem przekonany. 25, a właściwie 27 lat robienia koncertu w jednym miejscu umiejscawia imprezę, no i trudno się ludziom z tym rozstać. Zresztą ja nie twierdzę, że tej imprezy już nigdy tam nie będzie i myślę, że nikt nie uważa, że tniemy coś. Ale są takie momenty, wymiany myśli, że następuje jakaś reakcja na coś i to są konsekwencje. Nie ma co płakać, trzeba się cieszyć, że są imprezy, że gramy. Najważniejsze jest, by ludziom, którzy chcą tego słuchać mogli coś zaproponować, żebyśmy znów razem pośpiewali. Taka jest idea, niech to się po prostu dzieje.
Są jeszcze bilety, by wziąć udział w tych koncertach? Pamiętam, że w Tarnowie wejściówki sprzedawały się w kilka minut.
Wczoraj jeszcze były, co prawda niewiele, ale nie kontroluję tego codziennie. Możemy jeszcze zapraszać na koncerty w Szynwałdzie, Dąbrowie Tarnowskiej, a jeśli ktoś będzie miał ochotę to także dalej.
Rozmawiała Natalia Tryba
Fot. Artur Gawle