Się porobiło z tym wirusem. Nie wiadomo już jak się zachować, bo tak na dobrą sprawę nie ma jakiegoś wyraźnego punktu odniesienia. Weźmy, dla przykładu, taką komunikację miejską. Po Tarnowie autobusy jeżdżą niemal puste, a jeśli już to mogą zabrać tylu pasażerów, by wypełniali ledwie połowę wolnych miejsc, do czego zresztą dochodzi niezmiernie rzadko. Bo to wiadomo, czy na takim miejscu nie jechał wcześniej ktoś prychający i kichający na wszystkie strony ?
W Warszawie odwrotnie: tamtejszy prezydent nakazał, żeby komunikacja miejska zabierała tylu, ilu się zmieści. Obaj- prezydent Tarnowa i ten Warszawy pochodzą z tej samej, opozycyjnej opcji, ( PO), ale warianty wybrali zupełnie odmienne. Ten warszawski najwyraźniej optuje za wersją szwedzką: im więcej zarażonych tym lepiej, bo się z czasem ludziska przyzwyczają i ich organizmy uodpornią się na wirusa. Choć, rzecz jasna, nie obędzie się bez ofiar. Na razie, odpukać, tych ofiar mamy około pół setki i niektórzy skłonni są bagatelizować te cyfry, przypominając że na polskich drogach ginie każdego roku nieco ponad 5 tysięcy osób…
Spornym punktem jest wydany niedawno zakaz wstępu do lasu, za wyjątkiem myśliwych, co wywołuje społeczne protesty, bo niby dlaczego oni akurat mają być uprzywilejowani. Dołączyłem do nich, do tych uprzywilejowanych także i ja, choć myśliwym od dawna już nie jestem: mam chałupę pod lasem i nie sposób się do niej dostać inaczej jak idąc przez ten że las, co jest zabronione. Na razie przemykam chyłkiem i na patrole straży leśnej jeszcze, odpukać nie trafiłem, ale jak mnie w końcu przyłapią odpokutuję to wysoką karą pieniężnaąa w razie recydywy, kto wie- może nawet więzieniem.
Co do myśliwych jednak to lud niepotrzebnie się burzy, znając zaledwie pół prawdy bo drugie pół, nie wiedzieć czemu ,jest skrywane. Otóż myśliwi mają pozwolenie przemierzać lasy, bo zobowiązani są do redukcji stada dzików, które rozmnożyły się ponad miarę. A to oznacza rozprzestrzenienie się groźnego choróbska, znanego pod nazwa afrykańskiego pomortu świń. Dopiero kiedy poznamy tę drugą część prawdy, powinniśmy na przyzwolenie myśliwym chodzenia po lasach spojrzeć w zupełnie inny sposób. Bez zbędnych emocji.
Ale im więcej rozmaitych poglądów na koronawirusa tym większy bałagan i rozbieżne poglądy. Czytam oto w internecie wypowiedź jednego z wirusologów, z jak najbardziej profesorskim tytułem. Twierdzi on, że wysoka temperatura jest w stanie osłabić działanie wirusa,więc jest nadzieja że atak zelżeje kiedy nadejdą ciepłe dni. Powiało na chwilę optymizmem, który jednak zgasił we mnie inny wirusolog, także profesor. W wywiadzie dla Dziennika Zachodniego wyśmiał on pogląd swojego kolegi po fachu i to w sposób najzupełniej obcesowy, nie bawiąc się w ceregiele. „Wysoka temperatura ma powstrzymać koronawirusa? A cóż za głupek ( cytuję dosłownie!) wymyślił coś tak niedorzecznego?” No i bądź tu mądry! Któremu uwierzyć?
W takiej sytuacji najlepiej odwołać się do własnego rozumu i w granicach rozsądku się nim posługiwać. Weźmy, dla przykładu, takiego mnie. Taki ja nie siedzę cięgiem w domu, mimo zaleceń poważnych autorytetów. Robię- pojedynczo!- po dwa- trzy kilometry dziennie,wybierając odludną okolicę. Łamię też zakaz wchodzenia do lasu i z lubością się po nim przechadzam, mając w razie wpadki wymówkę, że innej drogi do mojej wiejskiej chałupy nie ma, co zresztą polega na prawdzie.
I dzięki takiemu zdroworozsądkowemu postępowaniu wracam w domowe pielesze zdrowy i wypoczęty, czego i państwu życzę.