Kariera kościelna pochodzącego z Łazów koło Zawiercia Janusza Kalety należała do wyjątkowych. Pod wieloma względami. Po święceniach dość dobre parafie, później zagraniczne studia, uwieńczone doktoratem. I przełomowa decyzja – wyjazd do Kazachstanu, który przyniósł mu nominację biskupią w bardzo młodym, jak na kapłana, wieku. Potem nagły krach. Moralny, którego efektem było wyrzucenie Kalety ze stanu duchownego. Taki był efekt podwójnego życia, które przez lata prowadził. Jak ułożył sobie losy bohater jednego z największych skandali w historii diecezji tarnowskiej?
Janusz Kaleta wychował się w Siedlcach koło Korzennej. Po maturze wstąpił do tarnowskiego seminarium. Jako kleryk miał wśród przełożonych bardzo dobrą opinię. Zdolny, inteligentny, pobożny, pracowity. Święcenia kapłańskie przyjął w 1989 roku z rąk abp. Jerzego Ablewicza. Po prymicjach na cztery lata trafia jako wikary do Nowego Wiśnicza.
Spec od… moralności
Decyzją ordynariusza tarnowskiego, bp. Józefa Życińskiego, ks. Kaleta zostaje skierowany na studia zagraniczne. Dostaje stypendium na prestiżowym uniwersytecie w Innsbrucku. Ma zajmować się teologią moralną. A swoje ambicje naukowe realizować w zakresie bioetyki. 26 marca 1999 roku broni rozprawę doktorską, zatytułowaną: „Rodzaje argumentacji w sporze o badania prenatalne”. Wraca do kraju, pracuje w Bochni. Według portalu naukapolska.pl miał także znaleźć zatrudnienie w krakowskiej Papieskiej Akademii Teologicznej (dziś: Uniwersytet Papieski Jana Pawła II) w Międzywydziałowym Instytucie Bioetyki.
Nie była mu jednak pisana kariera naukowa. Kaleta poczuł bowiem zew misyjny. Patrząc z dzisiejszej perspektywy, można przypuszczać, że chęć opuszczenia kraju mogła wiązać się z podwójnym życiem, które być może już wówczas prowadził. Ale po kolei.
Kazachstan i biskupie fiolety
W 1999 roku na biurko biskupa Wiktora Skworca, który objął diecezję po przeniesionym do Lublina abp. Życińskim trafia prośba z Watykanu o księży, którzy byliby skłonni podjąć pracę w Kazachstanie, gdzie zaczęto tworzyć struktury administracyjne tamtejszego Kościoła. Nasz bohater zgłasza się dobrowolnie. Wsiada w samolot lecący do Atyrau – miasta leżącego nad Morzem Kaspijskim. Na miejscu zostaje pierwszym przełożonym ulokowanej tam administratury apostolskiej, którą w lipcu tegoż roku utworzył Jan Paweł II.
Terytorialnie jest ona olbrzymia – ma 736 tys. km kw. Ale trzódka powierzona jego trosce nie jest zbyt wielka. Było to raptem 2,5 tysiąca katolików. W większości – pracowników firm naftowych. Nie brakowało wśród nich Polaków. Janusz Kaleta ma zająć się organizacją duszpasterstwa od podstaw. W planach – tworzenie parafii, budowa katedry. Cieszy się opinią człowieka pracowitego i kontaktowego. Jest lubiany.
Stolica Apostolska docenia jego zaangażowanie i 15 września 2006 roku papież Benedykt XVI mianuje go biskupem. Kaleta ma wówczas tylko 42 lata i jest na ów czas jednym z najmłodszych hierarchów na świecie. Jego tarnowscy koledzy wiodą jeszcze w większości żywoty zwykłych wikarych.
Na konsekrację nominat zaprasza gości do Rzymu. Ta odbywa się w Bazylice św. Piotra 23 listopada. Sakry udziela mu jedna z najpotężniejszych wówczas postaci w Kościele. To sekretarz stanu i dziekan kolegium kardynalskiego Angelo Sodano. Asystuje mu między innymi bp Wiktor Skworc. Jako motto swojej posługi biskupiej Janusz Kaleta obiera słowa: „W wierze, nadziei i miłości”. Symbole tych cnót umieszcza w swoim herbie biskupim. W 2011 roku zostaje ordynariuszem diecezji w Karagandzie, w której mieszka 8,5 tys. katolików. Niektórzy twierdzą, że ów „kop w górę” miał przysłonić problemy osobiste i miłosne, z którymi borykał się duchowny, a o których coraz częściej szeptano po kątach.
Sojusz ołtarza i alkowy
Po latach okaże się, że Kaleta, jeszcze jako zwykły ksiądz prowadził podwójne życie. Jako katecheta miał zakochać się w jednej ze swoich uczennic. Uczucie zostało odwzajemnione. Efekt? Kobieta zaszła w ciążę, jednak nie dane było jej urodzić dziecka. Para miała zdecydować się na zapłodnienie metodą in vitro. Duchowny miał deklarować zrzucenie sutanny. Ponoć przez jakiś czas ze sobą mieszkali. Sielanka w tym ostatnim etapie trwała jednak tylko kilka miesięcy.
Duchowny kursował między Kazachstanem a Polską, pojawiał się także w diecezji tarnowskiej, gdzie udzielał między innymi sakramentu bierzmowania. Bańka w końcu pękła. A do nagłośnienia całej sprawy przyczynił się bodaj największy tropiciel grzechów polskiego Kościoła ostatnich lat, ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, do którego zgłosiła się zrozpaczona kobieta. Okazało się, że Kaleta nie chce zgodzić się na rozmrożenie zarodków koniecznych do zapłodnienia. I nie chce mieć dzieci.
Szok i niedowierzanie
W lipcu 2014 roku Janusz Kaleta składa rezygnację z funkcji biskupa. Powołuje się na kanon 401 Kodeksu Prawa Kanonicznego, w którym „usilnie prosi się” delikwenta o taką decyzję, jeżeli z ważnych powodów nie może pełnić swojej misji. W diecezji snuto rozmaite domysły.
– Gdy rezygnuje wikary, nikt tego nie roztrząsa, ale jeśli na emeryturę przechodzi biskup, i to w wieku 50 lat, to rodzą się różne domysły. Mówiono o problemach finansowych, o chorobie czy załamaniu nerwowym. Teraz znamy prawdę. Szkoda, bo to jednak poważne publiczne zgorszenie – komentował na gorąco jeden z tarnowskich kapłanów na łamach „Gazety Krakowskiej”.
W 2016 roku całą sprawę przecina papież Franciszek. Wyrzuca Kaletę ze stanu duchownego. Ten zdobywa się na lakoniczne oświadczenie, które publikuje Katolicka Agencja Informacyjna. „Przepraszam wszystkie osoby, które w jakikolwiek sposób zawiodłem i zgorszyłem. Podejmę w sposób odpowiedzialny zobowiązania wynikające z moich wcześniejszych decyzji. Dziękuję wszystkim, którzy starali się pomagać w tym bardzo trudnym czasie. Proszę Boga o miłosierdzie, a ludzi dobrej woli o modlitwę” – pisze.
Życie po życiu
Po decyzji papieża Janusz Kaleta zaszywa się w Kazachstanie. Wykorzystuje kontakty, które w tym kraju przez lata nawiązał. Ima się różnych zajęć. Podczas wystawy Expo, która w 2017 roku odbywała się Astanie, miał być szoferem oficjalnych delegacji.
Cichutko było o nim do października tego roku. Wówczas to otrzymał posadę w Komendzie Głównej Straży Ochrony Kolei. Gdy sprawa wypłynęła na forum publiczne, dziennikarze zaczęli dociekać, jakimi kryteriami kierowano się przyjmując eks-księdza w swoje szeregi. Odpowiedzi były zdawkowe. Że kandydat przeszedł stosowną procedurę konkursową i że w ogóle się nadaje. Co robi w biurach przy ul. Chmielnej w Warszawie?
Zajmuje się ochroną danych osobowych oraz archiwum. Właściwie jego nowe zajęcie jest poniekąd zgodne z profesją, którą wykonywał wcześniej. Obcowanie z danymi osobowymi wymaga zachowania dyskrecji. A tę Kalecie wpajano przez lata. Wszak jako księdza obowiązywała go tajemnica spowiedzi…
Łukasz Winczura
Na zdjęciu jedna z uroczystości w tarnowskiej Katedrze z udziałem wszystkich biskupów
Fot. Artur Gawle