Minister infrastruktury Andrzej Adamczyk oraz marszałek Małopolski Witold Kozłowski jednym, stanowczym głosem mówią prezydentowi Romanowi Ciepieli: „Niech Tarnów zapomni o pieniądzach rządowych i samorządu województwa na wschodnią obwodnicę”. A właściwie na tę część, która biegnie w granicach miasta. A chodzi o niebagatelną kasę, bo aż 338 milionów złotych.
– Ustawa jasno określa, że strona rządowa może inwestować na drogach krajowych poza granicami administracyjnymi miast prezydenckich. Inwestycje w ciągu dróg krajowych na terenie miast prezydenckich finansuje w stu procentach miasto. Wydaje się, że prezydent Tarnowa zapomina o tym, co mówił jeszcze w 2016 i 2017 deklarując, że miasto zrealizuje swoją część, a państwo, rząd zrealizuje przypadającą na jego część, to jest 46%, bo taka długość obwodnicy przebiega poza granicami administracyjnymi Tarnowa – tyle ze strony Andrzeja Adamczyka.
– My wspieramy wiele innych przedsięwzięć, realizujemy inwestycję połączenia A4 z SAG-em, i jeszcze dodatkowo mielibyśmy wspierać inwestycję już czysto “prezydencką”… Zobaczymy jakie będą możliwości w kolejnym okresie finansowania, ale też jakie będą możliwości skorzystania z Krajowego Planu Odbudowy. I wtedy się będziemy zastanawiać na ile moglibyśmy wesprzeć Tarnów. W mojej ocenie, samo województwo nie jest w stanie wesprzeć takiej dużej inwestycji – to opinia Witolda Kozłowskiego zaprezentowana na antenie RDN Małopolska.
Pechowa inwestycja
Dyskusje wokół budowy wschodniej obwodnicy Tarnowa toczą się od 2009 roku. Dyskusje, a raczej kłótnie. Najpierw o trasę jej przebiegu, a teraz o finansowanie. Przypomnijmy, do tej pory z kasy miejskiej na rozmaite ekspertyzy poszło już prawie 674 tys. zł.
Po przeciwnych tronach sporu stawali mieszkańcy Woli Rzędzińskiej, protestowali też mieszkańcy Rzędzina. Gromów nie szczędzili radni osiedli Zielonego i Westerplatte. Tym ostatnim najbardziej najmocniej dokuczał hałas, zanieczyszczone spalinami powietrze, rozjeżdżona aleja Jana Pawła II, korki i coraz częstsze wypadki.
Do ostatniego przesilenia między stronami sporu doszło w styczniu 2020 rokuj podczas spotkania zorganizowanego w magistracie przy ul. Mickiewicza. Wszystko skończyło się awanturą a nawet straszeniem o zainteresowaniem całą sprawą Centralnego Biura Antykorupcyjnego.
Wcześniej na sesji budżetowej, która odbyła się 19 grudnia 2019 roku, radni zdecydowali, że miasto wycofuje się z partycypacji w kosztach budowy wschodniej obwodnicy Tarnowa, którą miałaby realizować Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. Za takim wnioskiem głosowali radni PiS oraz Marek Ciesielczyk, przeciwko wycofaniu się z inwestycji byli radni Koalicji Obywatelskiej i Naszego Miasta Tarnów, a od głosu wstrzymali się Tomasz Olszówka (NMT) oraz Zbigniew Kajpus (KO).
Prezydenckie żale
Roman Ciepiela nie ukrywa, że jest głęboko rozczarowany faktem, iż jego apele do władz rządowych i samorządowych przypomijaą rzucanie grochem o ścianę. Dał temu dowód emocjonalnym wpisem na facebooku.
„Co się stało z klasą polityczną Tarnowa?
Minister Infrastruktury powiedział publicznie, że Tarnów musi sam wyłożyć 320 mln zł na budowę miejskiej części obwodnicy Tarnowa i wg Ministra Miasto nie dostanie pomocy od Państwa, a posłowie (niezależnie od opcji) milczą!
Radni Rady Miejskiej nabrali wody w usta. Rady osiedli (zagrożonych nadmiernym ruchem na al. Jana Pawła) także w defensywie.
Jeżeli politycy (społecznicy) wykazują taką bierność to może obywatele zabiorą głos w tej sprawie.
Prędzej czy później będą kolejne wybory i wówczas rachunek będzie bezwzględny”.
Wpis prezydenta miasta zaskoczył Piotra Górnikiewicza (Nasze Miasto Tarnów)
– Jeżeli Roman Ciepiela myśli, że jeden wpis Górnikiewicza czy jakiegoś radnego osiedlowego zmieni decyzję ministra Adamczyka w tym momencie siadam do komputera. Chyba, że prezydentowi chodziło o kolegów ze zjednoczonej prawicy, którzy towarzyszyli szefowi resortu infrastruktury – mówi w rozmowie telefonicznej.
Zdziwiony tak emocjonalnym stanowiskiem gospodarza miasta jest szef klubu radnych PiS Mirosław Biedroń.
– Przecież wystarczy przeczytać obowiązującą od lat ustawę. Według niej, każdy płaci za swoją część. Trzeba było wcześniej szukać i zabezpieczać pieniądze, a nie nagle mówić „Pomóżcie”, bo u nas krucho z kasą – twierdzi.
Fot. Archiwum